WSTĘP 

 

Madonna Bieszczadów w miejscu nie ustoi

chodzi po ludziach szuka wsi spalonych

jej palce z ziemi wygrzebują ołów

jej ręce puste nawołują syna

 

Przez Lutowiska Cisnę Wołkowyję

tryzubów ślady ciągną się odbite

deszcz ich nie rozmył mróz ich nie pokruszył

i nie zarosła połoniny szczeć

 

Madonna Bieszczadów drze palcami wiatr

włochaty jeszcze od chryniowej czapy

Madonna Bieszczadów kruszy w dłoniach węgiel

by do ostatniej iskry dobić ogień

 

(fragment wiersza T. Śliwiaka „Madonna Bieszczadów”)

Właściwie ten „Bieszczad” mówi głównie o czasach wcześniejszych i o innych sytuacjach, niż sygnalizowane w liryku Tadeusza Śliwiaka. Większość tekstów przedstawia bowiem różne ujęcia bieszczadzkiej rzeczywistości, zanim Madonna zaczęła „z ziemi wygrzebywać ołów” i „nawoływać syna”, zanim musiała „kruszyć w dłoniach węgiel/ by do ostatniej iskry dobić ogień”.

Nie oznacza to wcale, że ta rzeczywistość sprzed „wsi spalonych” i „wiatru włochatego od chryniowej czapy” była sielankowa, że żyło się jak u Pana Boga za piecem, a Bieszczady były krainą powszechnej szczęśliwości. Góry nigdy nie rozpieszczały swoich mieszkańców. Bieszczady nie były od tej zasady wyjątkiem.

 

Potwierdza to materiał Macieja Augustyna „Stosunki ekonomiczne i społeczne w dobrach górskich rodziny Ossolińskich w XVIII w.”, mówiący o powinnościach, jakie ciążyły na mieszkańcach klucza szandrowskiego. Jest to próba - i to udana - obiektywnego przedstawienia bieszczadzkiej rzeczywistości „folwarczno-pańszczyźnianej”. Podważa ona jednocześnie dwa schematy, dominujące w jej przedstawianiu. Okazuje się, że - po pierwsze - właściciel dóbr czy ich dzierŹżawca nie był dobrotliwym opiekunem, „ojcem włościan”, ale - po drugie - nie był też „krwiopijcą”, który nakładał na swoich poddanych ciężary nie do uniesienia.

 

Dziś mało kto wie, że kobieta ciężarna nie powinna przechodzić przez mokra-dła, bo „dziecko będzie się jąkać”, ani pić wody po zachodzie słońca, bo dziecko „zachodziłoby się od płaczu”. Nie wolno jej nosić jabłek, gruszek, śliwek, jaj, orzechów, ogórków i ziemniaków, bo dziecko będzie mieć „bolaki” i czyraki. Nie powinna też chodzić po sznurach i naciągniętych rzeczach, „żeby się kiszki dziecku nie splątały”... O tych przesądach, a także o obyczajach, zwyczajach i wierzeniach dawnych mieszkańców Bieszczadów można się sporo dowiedzieć ze szkicu Pawła Wójcika „Od narodzin do śmierci. Życie na pograniczu łemkowsko-bojkowskim”.

 

Rzeczywiście był tu przez wieki swego rodzaju „kulturowy patchwork”, w którym sąsiadowały, a często i nakładały się na siebie elementy obyczajowości o rodowodzie wołoskim, łemkowskim, bojkowskim, polskim, węgierskim, słowac-kim, żydowskim, ormiańskim, romskim, a nawet austriackim i niemieckim. W jednym materiale trudno byłoby je wszystkie ująć, dlatego autor skupia się na związanych z narodzinami, ślubem i śmiercią.

 

Zupełnie innej dziedziny dotyczy tekst „Antropogeniczne zmiany środowiska wodnego w Bieszczadach do 1951 r.” Choć modyfikacje systemu hydrologicznego należą do najdawniejszych przejawów oddziaływania ludzi na środowisko, to nie stanowią one za często przedmiotu badań historyków. Jeśli zaś chodzi o Bieszczady, praca Macieja Augustyna ma z pewnością charakter zupełnie nowatorski, gdyż do tej pory nikt się tą tematyką na tym terenie nie zajmował.

Autor opracowania na podstawie analiz wielu dokumentów i wielu „wizji lokalnych” udokumentował - związane z modyfikacjami środowiska wodnego - obiekty, które funkcjonowały na przestrzeni 400 lat(!) w 29 wsiach doliny górnego Sanu. Udało mu się zinwentaryzować, zlokalizować i opisać w sumie ok. 130 młynów, tartaków, szutrowni, stawów, ujęć wody, młynówek, beczkarni, foluszy, klauz, ryz wodnych, potażarni i elektrowni. Warto przypomnieć, że przedsięŹwzięcia te „miały pierwszorzędne znaczenie w gospodarce wsi” i „przez wiele stuleci były najbardziej zaawansowanym wytworem technologicznym miejscowej społeczności”.

 

Następny materiał też nie należy do typowych, lecz nie ze względu na tema-tykę, lecz region, którego dotyczy. Celem większości wędrówek po Bieszczadach Wschodnich są ich najwyższe partie, atrakcyjne ze względów krajobrazowych i kulturowych. Natomiast obszar przejściowy, w tym okolice Strzyłek i Rozłucza, nie wzbudza większego zainteresowania. Autorzy „Zabytków we wsiach doliny potoku Jasienica” Maciej Augustyn i Andrzej Szczerbicki udowadniają, że jest to niesłuszne podejście i że warto - planując wyprawę na Ukrainę - uwzględnić na trasie Jasienicę Zamkową, Łopuszankę Chominę, Rozłucz, Strzyłki, Tysowicę, Wołosiankę Małą i Wołosiankę Wielką. Kto ich rady posłucha, nie będzie zawiedziony.

Uczestnicy chrztu „dziecięcia płci żeńskiej o imieniu Katarzyna, z rodziców Teodora Jawczaka i Zofii z domu Golarz”, który odbył się 26 listopada 1822 r., na pewno nie przeczuwali, że jest to ostatnia taka ceremonia w przyklasztornym kościele p.w. Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel w Zagórzu. Tego dnia o godz. 2 po południu wybuchł pożar, wskutek którego „klasztor, kościół i dom poprawy zostały w pył obrócone”. Jerzy Tarnawski w „Dziejach zagórskiego Karmelu” nie tylko opisuje ów „sądny dzień” i próbuje ustalić, kto był jego sprawcą, ale przedstawia też wcześniejsze dzieje klasztoru i późniejsze próby jego odbudowy.

 

Ten sam autor w „Turkach w Zagórzu” opowiada o nieznanym szerzej epizo-dzie z I wojny światowej. Krótki pobyt na stacji w Starym Zagórzu jadących na front żołnierzy tureckich, stał się dla mieszkańców oznaką spełniania się prze-powiedni Wernyhory z „Beniowskiego” J. Słowackiego: „Kiedy Turek napoi konia w Wiśle, to Polska odzyska wolność”.

 

„Żyli tu spokojnie i w zgodzie z innymi nacjami: Polakami, Rusinami i Żyda-mi”. Co po nich zostało? Tylko pamięć, zamknięta w nazwie miejsca, w którym kiedyś mieszkali. Miejscowi nazywają je „Cygany”. O tym, co stało się pomiędzy „żyli tu spokojnie” a „została tylko nazwa”, pisze Jerzy Tarnawski w „Nie masz już Cyganów”. Rzecz dotyczy Wielopola, lecz i w innych wioskach naszego regionu czereśnie również powinny „w żałobie stracić dolne konary i piąć się ku niebu, by zaprotestować przeciw zagładzie swoich właścicieli”. To już jest ten okres, po którym Madonna będzie „szukać wsi spalonych” i „z ziemi wygrzebywać ołów”.

 

W Bieszczadach bardzo długo nie było dróg z prawdziwego zdarzenia. Dopiero w II poł. XIX w. zbudowano jedyną drogę „bitą”, która wiodła z Baligrodu do Cisnej i dalej przez Liszną i przełęcz „Nad Roztokami” na Węgry. Dlatego szansy na przyspieszenie rozwoju gospodarczego regionu upatrywano w budowie linii kolejowych normalno- i wąskotorowych. Szczególne znaczenie w zdynamizo-waniu gospodarczym obszarów górskich miały wąskotorówki. We wcześniejszych rocznikach Mieczysław Darocha w cyklu „Szlakami kolejek wąskotorowych w Bieszczadach” przypomniał dzieje i bieg ośmiu z nich. Teraz Bogdan Augustyn i Mieczysław Darocha piszą o kolejnej w „Kolejce z Cisnej-Majdanu do Woli Michowej”.

 

„Ukreplenija” i „toczki” sowieckie, rozmieszczone na odcinku ok. 4 km w po-bliżu Leska, były niewielką częścią umocnień, które weszły do historii jako „Linia Mołotowa”. Ich budowa trwała przez 1940 r. i pół 1941 r. i nie została nigdy ukończona. Miały bronić nowej granicy zachodniej Związku Radzieckiego. A ich załogi tuż po ataku Niemiec hitlerowskich w czerwcu 1941 r. zostały zostawione same sobie, bez szans na skuteczną obronę. Historię tych budowli, ich budow-niczych, obrońców i zdobywców przypominają „Fortyfikacje sowieckie wokół Leska” Bolesława Baranieckiego. Jest to materiał szczególnie cenny, gdyż autor opowiada przede wszystkim o tym, czego był świadkiem.

 

Również „Opis niektórych zdarzeń na ziemi sanockiej w okresie lipiec-sierpień 1944 r.” Juliusza Wojciecha Michnowicza cechuje się tym, że autor wspomina wydarzenia, których był świadkiem i uczestnikiem. Zachodzą one w Berezce i Średniej Wsi w „okresie bezkrólewia”. Wojska niemieckie już się wycofały, Armia Czerwona jeszcze nie weszła i zaczął wiać „wiatr włochaty od chryniowej czapy”.

 

I na koniec sylwetki dwóch ludzi, którzy zmarli w 2007 r., a swoim życiem, swoimi dokonaniami zasłużyli na to, by w Bieszczadach o nich pamiętano. „I tylko po Nim dzwony dzwońcie...” Adama Lenia to wspomnienie o Jerzym Janickim. Pochowano go w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach 23 kwietnia 2007 r. W powszechnej pamięci pozostanie jako autor Matysiaków i niezliczonej ilości opowiadań i scenariuszy, w tym najwięcej o temaŹtyce lwowskiej i bieszczadzkiej. Bo właśnie Lwów i Bieszczady były jego najŹwiększymi miłościami, co podkreślał na każdym kroku.

 

Fascynacji Kresami i Bieszczadami dał też wyraz w jednym z wywiadów dla ,,Gazety Bieszczadzkiej”, mówiąc: ,,Bardzo pokochałem Bieszczady, z kilku po-wodów, ale ten podstawowy to taki, że stąd jest niedaleko do Lwowa. Bieszczady są jakby jedną z tych trzech najbrzydszych sióstr, którą z przymusu teraz trzeba kochać, bo tamte wywianowane zostały wbrew własnej woli komu innemu. Niedawno byłem nad Czeremoszem w Gorganach i Czarnohorze. Bieszczady są tą cząstką, która nam została”.

 

Bohaterem „Strażnika zbiorowej pamięci” Tadeusza Szewczyka jest ks. Zdzi-sław Jastrzębiec Peszkowski - sanoczanin, żołnierz Września i jeniec Kozielska, oficer gen. W. Andersa; prezbiter katolicki, doktor filozofii, kapelan Ojca ŚwięŹtego, harcmistrz, kapelan Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie; doktor honoris causa Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie i PolŹskiego Uniwersytetu na Obczyźnie w Londynie; jeden z kandydatów do pokojowej Nagrody Nobla w 2006 r. Zmarł w szpitalu w Aninie 8 października 2007 r. Spoczął w krypcie Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie.

 

Ks. Z. Peszkowski był nie tylko czytelnikiem naszego rocznika, lecz za życia Jana Pawła II zawoził „Bieszczad” do Watykanu i przekazywał Ojcu Świętemu. Pod koniec kwietnia 2007 r. otrzymałem od niego wydaną drukiem jego pracę magisterską „Sienkiewicz w Ameryce”. W dedykacji ks. prałat napisał m.in. „Z serca chwalę za książki „Bieszczad” i niech Bóg błogosławi...”

 

 

Tadeusz Szewczyk

 

BIESZCZAD nr 13 - rok 2007

 

 

UWAGA COPYRIGHT

Wszystkie materiały prezentowane na stronach tego serwisu (np. teksty, layout, grafiki, zdjęcia, logotypy, kod html/css etc.)

chronione są prawem autorskim. Ich nieautoryzowane wykorzystanie w jakikolwiek sposób jest karalne.Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved 

© 2011 TOnZ - Oddział Bieszczadzki