WSTĘP 

 

Dzwonią rynnami domy, domy,Wstęp

Szumi coś, szumi poszumem śród drzew, C

hlupią, człapią buciory, kopyta...

To deszcz, to deszcz, to deszcz, to deszcz...

 

Kiwa się Żyd i kwadrat u czoła,

Świecą się świece jak w zielonych snach,

Przez mokre szyby dziecko niemo woła,

Zegar wahadłem pogania czas.

 

Błoto ulicy żebrak kijem miesza,

Przez palce przecieka mu uliczny kał,

Oczy czerwone na szyldzie zawiesza,

A deszcz melodię cichuteńką gra.

 

Tak było w ulicy wieczorną porą:

I żebrak, i dziecko, i blaszany szyld. L

ecz nic nie było, tylko dziwną mową

Dzwonił rynnami jednostajny rytm.

 

(Eugeniusz Waniek „Miasteczko”)

To już piętnasty „Bieszczad”. Zatem minęło już 15 lat. Wierzyć się nie chce! Rzeczywiście „zegar wahadłem pogania czas”...

Wiersz „Miasteczko”, od którego się ten „Bieszczad” zaczyna, powstał przed 80 laty w Ustrzykach Dolnych. Wyszedł w 1930 r. spod pióra Eugeniusza Wanieka, który wierszopisarstwem zajmował się niejako na marginesie. Głów­nym polem jego aktywności były sztuki plastyczne: rysunek, malarstwo, grafika, scenografia... „Miasteczko” to wiersz, który został napisany w jego rodzinnym mieście i o tym mieście mówi.

O związkach z Ustrzykami - zmarłego w ub. r. prof. E. Wanieka - przy­pomina tekst Tadeusza Szewczyka „Bez zbędnej kreski”. Ponieważ życie tego wybitnego twórcy było nie tylko niezwykle bogate w dokonania artystyczne, ale i długie (żył ponad 102 lata!), w tym roczniku przedstawiliśmy tylko część biogramu: od narodzin artysty do wybuchu II wojny światowej. Choć jest to - zgodnie z podtytułem - „rzecz o prof. Eugeniuszu Wanieku”, w tle został także zarysowany ważny wycinek historii Ustrzyk D. i zamieszkującej je społeczności.

Ten „Bieszczad” - podobnie jak czternaście poprzednich - dowodzi, że istot­nie „zegar wahadłem pogania czas”. Materiał Macieja Augustyna „Antropoge­niczne zmiany środowiska wodnego w Bieszczadach do 1951 r.” stanowi kontynuację, zaczętego w naszym roczniku z 2007 r., opisu modyfikacji, jakich mieszkańcy Bieszczadów w ciągu wieków dopuszczali się, chcąc jak najlepiej wykorzystać wodę i energię wodną. W pierwszym artykule z tego cyklu autor śledził zmiany środowiska wodnego dokonywane w dolinie górnego Sanu, w drugim przedmiotem jego zainteresowań stało się dorzecze górnej Solinki. Tym razem zajął się takimi przekształceniami w dorzeczu Czarnej. I znów prześledziwszy wiele dokumentów historycznych i przeprowadziwszy badania terenowe, nie tylko udowodnił istnienie w przeszłości kilkudziesięciu obiektów położonych nad - będącą prawym dopływem Sanu - Czarną i wpadającymi do niej potokami, ale je zlokalizował i opisał.

Zinwentaryzowane przez niego młyny i młynówki, folusze, tartaki, stawy, zbiorniki retencyjne, wodociągi i łapaczki ropy naftowej znajdowały się na terenie Chrewtu, Czarnej Górnej i Dolnej, Paniszczowa, Polany, Rosochatego, Rosolina, Seredniego Małego, Skorodnego, Sokołowej Woli, Wydrnego i Żłobka.

Niezwykle ciekawy, ale i dość trudny w odbiorze jest następny tekst M. Augustyna „Rozgraniczenie wsi Wołosate z 1788 r. jako źródło informacji o stosunkach społecznych i przemianach środowiska przyrodniczego nad górną Wołosatką”. Nie zamyka się on do przedstawienia efektów pracy komisji, która pod przewodnictwem plenipotenta krośnieńskiego starostwa Szymona Lico­wskiego to rozgraniczenie przeprowadziła. Na podstawie wnikliwej analizy dokumentów, nazw miejscowych, map i penetracji terenu przedstawiony w nim został proces kształtowania się w ciągu kilku stuleci (od połowy XV w. do połowy XIX w.) granic pomiędzy Wołosatem i sąsiadującymi z nim wioskami.

Przebieg tego procesu udowadnia, że „życie dawnej wsi nie zamykało się w obrębie strefy zabudowanej oraz przyległych użytków rolnych. Duże znaczenie miały również obszary peryferyjne, czasami bardzo odległe od zabudowy. Samo­wystarczalna wieś rolniczo-pasterska była tworem ekonomicznie bardzo skompli­kowanym. Prawie każdy grunt - oprócz oczywistych sposobów użytkowania, jak pole orne, łąka czy pastwisko - miał jeszcze inne funkcje: był miejscem, gdzie pozyskiwano surowce, materiały czy też rośliny dla różnych celów, związanych z życiem codziennym. Stąd też każdy niemal zakątek był w jakimś stopniu ważny”.

Andrzej Szczerbicki w „Kościele parafialnym p.w. św. Mikołaja w Starym Samborze” przedstawia burzliwą historię Starego Sambora, będącego jednym z najstarszych grodów Rusi Czerwonej i przez wieki zamieszkiwanego przez Rusinów, Polaków i Żydów.

W opisie Starego Sambora z 1829 r. F. Siarczyński stwierdza, że w tym mieście „nie ma nic znaczniejszego nad cerkiew starożytną (...) i kościół ob­rządku łacińskiego”. Właśnie historia starosamborskiego kościoła (a właściwie kościołów, gdyż - wg przekazów - najstarszy kościół ufundował Kazimierz Wielki, wzniesienie następnego, już murowanego to - wg tradycji - zasługa kró­lowej Bony, a kolejny, zachowany do dzisiaj, pochodzi z końca XIX w.) i zwią­zanej z nim parafii to zasadnicza część tego szkicu historycznego. Jego dopeł­nieniem jest opis architektoniczny świątyni.

Potem z dorzecza Dniestru przenosimy się za sprawą Wojciecha Wesołkina w dorzecze Osławy, by poznać dzieje Woli Michowej. Zapewne niewiele osób, nawet mieszkańców Bieszczadów, wie, że ta obecnie - nawet jak na realia bieszczadzkie - niewielka wioska w XVIII w. przez ponad 30 lat była miastem, w okresie autonomii galicyjskiej - siedzibą wiejskiej gminy politycznej, a w XX w. przez prawie 20 lat - gminy zbiorowej.

Wola Michowa liczy niespełna 100 mieszkańców, zaś przed wybuchem II wojny światowej było ich prawie dziesięć razy więcej. W wyniku jakich wy­darzeń doszło do tak radykalnej zmiany? W artykule „W dorzeczu Osławy. Część I. Wola Michowa - wieś, miasto i gmina zbiorowa” jest odpowiedź na to pytanie.

Podobne przemiany demograficzne, lecz mające inny przebieg i zupełnie inne podłoże, następują w Różance Wyżnej. Wieś ta leży w rejonie skolskim obwodu lwowskiego. Od XVIII w. sukcesywnie się rozrastała: liczba ludności w ciągu niespełna 200 lat wzrosła prawie trzykrotnie. Jednak „od połowy lat 90. XX w. obserwować można pewną stagnację, a nawet odwrócenie się tego procesu”. Ale ta zmiana nie jest skutkiem - jak to było w przypadku Woli Michowej - gwałtownych wydarzeń historycznych, lecz wiąże się „z emigracją młodych ludzi do miast i brakiem chętnych do prowadzenia gospodarstw w tak trudnych wa­runkach terenowych i ekonomicznych”.

Jednak to nie ze względu na sytuację demograficzno-ekonomiczną Różanka Wyżna stała się przedmiotem opisu Bogdana Augustyna. Zasadniczym tego powodem jest unikatowy system rozprowadzania wody, jaki został zastosowany w tej górskiej wiosce. System, który działa „od zawsze”, jest niezawodny, prosty, tani i - co też ważne - ekologiczny.

„Ekspertyza geologiczna Emila Dunikowskiego jako źródło historii poszu­kiwań ropy naftowej w rejonie Czarnej” M. Augustyna to przyczynek do dziejów poszukiwania i wydobycia ropy naftowej w Bieszczadach. Pod koniec XIX w. okolice Czarnej stały się głośne w środowiskach naftowców głównie z powodu powstania w Polanie na stokach Ostrego kopalni ropy naftowej.

Okazuje się, że niemal jednocześnie podjęto też próby poszukiwań tego surowca na terenie samej Czarnej. Dowodem na to jest ekspertyza „Budowa geologiczna Czarnej koło Ustrzyk”, sporządzona w 1884 r. przez wybitnego naukowca z Politechniki Lwowskiej docenta (a od 1888 r. profesora mineralogii) Emila Habdank-Dunikowskiego.

Mieczysław Darocha podejmuje dwunastą już wyprawę szlakami kolejek wąskotorowych w Bieszczadach. Teraz trasę jego wędrówki wyznacza kolejka Cisna-Majdan - Przysłup. Była to jedna z najpóźniej wybudowanych, a także najszybciej udostępnionych dla turystów linii wąskotorowych w Bieszczadach. Jest to też ta niewielka część bardzo rozbudowanego niegdyś systemu linii wąskotorowych na tym obszarze, która dzięki staraniom Fundacji Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej ocalała i po pięcioletniej przerwie stała się jedną z największych atrakcji turystycznych regionu.

„Zabytek ważny, choć mały” Danuty i Bolesława Baranieckich to opowieść o tłoku pieczętnym, który został kilka lat po II wojnie światowej znaleziony przez stolarza Berehowskiego podczas remontu kamienicy przy leskim rynku, potem był przyciskiem biurowym, a nawet służył niekiedy za tłuczek do rozbijania orzechów laskowych, by wreszcie - za przyczyną współautora tego tekstu - stać się jednym z eksponatów w zbiorach Muzeum Historycznego w Sanoku.

„Zegar wahadłem pogania czas”... To już kilkanaście lat minęło od czasu, kiedy Maria Dziurzyńska napisała „Wspominki ustrzyckie” („Bieszczad” 4 z 1997 r.). Maria była siostrą Stanisława, Jana, Adama, Mieczysława, Tadeusza, Antoniny i Eugeniusza Dziurzyńskich. Cała ósemka zaś to dzieci Władysława Dziurzyńskiego i Balbiny de domo Magrysiewicz.

Rodzina Dziurzyńskich ma spore zasługi nie tylko dla Ustrzyk D., a jej dzieje mogą stanowić znakomitą ilustrację tego, co przeszli mieszkańcy tej ziemi z wyroku dwudziestowiecznej historii. „Zawiłe losy rodziny Dziurzyńskich” Witolda Mołodyńskiego, rodowitego ustrzyczanina, są właśnie o tym.

I znów „zegar wahadłem pogania czas”... Kiedy już zamknęliśmy poprzedni numer „Bieszczadu”, przyszła wiadomość, że zmarł Jan Szelc - poeta, który „w uczuciach do Bieszczadów był stały” i który był nie tylko czytelnikiem „Bieszczadu”, ale i udostępniał nam swoje wiersze. Dlatego ten numer rocznika zamykamy pożegnaniem „bieszczadzkiego barda”.

Tadeusz Szewczyk

 

BIESZCZAD nr 15 - rok 2009

 

 

UWAGA COPYRIGHT

Wszystkie materiały prezentowane na stronach tego serwisu (np. teksty, layout, grafiki, zdjęcia, logotypy, kod html/css etc.)

chronione są prawem autorskim. Ich nieautoryzowane wykorzystanie w jakikolwiek sposób jest karalne.Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved 

© 2011 TOnZ - Oddział Bieszczadzki