WSTĘP 

 

gdy gaśnie watra
zapala się lęk
jego cień watahą ogarnia las
po liście gwiazd

krew zachodu
wsiąka we wzgórze
spada noc
niczym topór banderowca

skradają się cienie
drży las

od wsi mików
osacza nas
szczekanie psów

 

(„Maguryczne”
z tomu Stanisława Żurka
„Bieszczady. Przewodnik poetycki”)

To nie przypadek, że ten „Bieszczad” otwiera wiersz „Maguryczne”. To u podnóża Magurycznego z jednej strony rozłożył się Mików, a z drugiej Smolnik. Obie te wioski są zaś „bohaterkami” materiału Wojciecha Wesołkina „W dorzeczu Osławy”. Jest to kontynuacja cyklu, którego zamiarem jest przedstawienie historii nadosławskich miejscowości. Zaczęło się od dziejów Woli Michowej, w drugiej odsłonie zarysowano historię Balnicy, Maniowa i Szczerbanówki, w trzeciej – Łupkowa i Zubeńska, a teraz przyszedł czas na dwie kolejne wioski – Smolnik i Mików.
Niemal w cieniu Magurycznego leżą też niektóre z tych miejscowości, w których toczy się znaczna część wydarzeń, przedstawionych we „Wspomnieniach” Mariana Wesołkina. Jednak najmocniej z tym tekstem koresponduje ów fragment wiersza, który mówi o toporze banderowca. Z tą różnicą, że w wierszu Stanisława Żurka to część uruchamiającego wyobraźnię porównania, a dla Mariana Wesołkina to jedno z narzędzi mordu, którego ofiarami są jego najbliżsi…
Rozpoczynający ten rocznik tekst Macieja Augustyna „Antropogeniczne zmiany środowiska wodnego w Bieszczadach do 1951 r.” jest szóstą częścią inwentaryzowania przedsięwzięć, wykorzystujących do celów gospodarczych wodę i energię wodną. Ich powstawanie wiązało się z koniecznością dokonywania – mniejszych lub większych – przekształceń w bieszczadzkiej hydrosferze. W pierwszej części przedstawiono zmiany środowiska wodnego w dolinie górnego Sanu, w drugiej – w dorzeczu górnej Solinki, w trzeciej – w dorzeczu Czarnej, w czwartej – w dorzeczu Jasieńki, a w piątej – w dolinie górnego Strwiąża.
Tym razem przedmiotem opisu są zmiany, które w wyniku działań ludzi następowały w ciągu stuleci nad środkowym Strwiążem. W ich efekcie powstawały ważne dla mieszkańców Bandrowa, Krościenka, Liskowatego, Nanowej, Rudawki, Smolnicy, Stebnika i Wolicy młyny, tartaki, folusze i związane z nimi stawy, zbiorniki retencyjne, kanały, młynówki, tamy, groble. W wyniku kwerendy i badań terenowych udało się zlokalizować na tym obszarze 28 miejsc, gdzie nastąpiły celowe zmiany układu hydrologicznego. Łączna długość młynówek i innych sztucznych kanałów, powstałych w ich wyniku, wynosiła tu ponad 4 km, zaś stawy i zbiorniki retencyjne zajmowały prawie 6 ha.
„Bóg stworzył popa dla chłopa, a plebana dla pana”. Powiedzenie to oddaje – w bardzo dużym uproszczeniu – stosunki religijno-społeczne, jakie przez stulecia istniały w Bieszczadach. Pomiędzy strukturą wyznaniową a układem społecznym zachodził tutaj dość ścisły związek. Przedstawiciele warstw uprzywilejowanych (rody magnackie, bogata i średniozamożna szlachta) byli zazwyczaj katolikami, natomiast chłopi, kniazie czy drobna szlachta przynależeli zwykle do Cerkwi. Jednak od tej reguły nie brakowało wyjątków. Rzecz się jeszcze bardziej komplikuje, gdy dodatkowo uwzględni się przynależność etniczną czy narodową.
Próbę opisania tych zmieniających się w czasie układów religijno-socjalno-narodowościowych w Bieszczadach podejmuje Maciej Augustyn w „Osadnictwie polskim w Bieszczadach do 1914 r.” Jest to materiał niezwykle ważny pod względem naukowo-poznawczym, gdyż problematyka ta to ciągle terra ignota. Wydaje się jednak, iż autorowi udało się pokazać te procesy, które na przestrzeni wieków powodowały zmiany przynależności etnicznej i religijnej znacznej liczby mieszkańców Bieszczadów, oraz określić najważniejsze determinanty tych fluktuacji. Skole to niewielkie miasteczko, leżące w obwodzie lwowskim, niedaleko Truskawca, Stryja i Bolechowa. Od Ustrzyk Dolnych w linii prostej dzieli je odległość ok. 70 km, a od Lutowisk niespełna 50 km. W okresie międzywojennym uważane było za mekkę europejskich myśliwych. „Przyjeżdżał tam książę Alfons de Bourbon oraz niezliczona ilość niemieckich, austriackich, włoskich, angielskich, polskich i holenderskich arystokratów: książąt, baronów, hrabiów oraz polityków i wojskowych – pisze Stanisław S. Nicieja w reportażu „Skole – mekka myśliwych”. – Wywozili oni z organizowanych tam polowań trofea myśliwskie, głównie poroża jeleni, które były chlubą ich kolekcji i święciły triumfy na europejskich wystawach”.
Myśliwską sławę Skole zawdzięcza przedsiębiorczej rodzinie Groedlów. „Oprócz tartaków ze znakomicie rozwiniętą siecią trans-portu drewna, które trafiało do wielu krajów europejskich, Groedlowie stworzyli fabrykę mebli, koszykarnię, a na rzekach i strumieniach okalających Skole założyli hodowlę pstrągów i raków oraz zelektryfikowali całą okolicę – odnotowuje Stanisław S. Nicieja. – Było to rzeczywiście swoiste państwo w państwie. I nawet drogowskaz zamieszczony na drodze od Stryja informował: „Państwo Skole – Groedlowo”.
Dzieje Skolego przed Groedlami, w ich czasach i po nich przybliża Andrzej Szczerbicki. Jednak głównym jego zamierzeniem nie jest przedstawienie frapującej historii miasteczka, lecz nie mniej ciekawe i burzliwe losy tamtejszego kościoła parafialnego p.w. Siedmiu boleści Najświętszej Panny Marii. Zbudowaną pod koniec XIX w. świątynię – po wysiedleniu w 1946 r. mieszkających w Skolem Polaków – zamieniono na magazyn, później na miejską elektrownię, a na koniec stała się śmietnikiem i miejscem spotkań miejscowych lumpów. Staraniem nielicznych parafian, którzy w Skolem pozostali, zrujnowany kościół w 1991 r. odzyskano i przystąpiono do jego remontu.
Piotr Klaja kilka lat temu, szukając w księgach metrykalnych w Porażu informacji o Morochowie, natknął się na zapowiedź przedślubną kawalera Teodora Kurcza, leśniczego z Morochowa, i panny Józefy Kazimiery Fowajdówny. Jakiś czas potem w Muzeum Historycznym w Sanoku podczas wertowania prasy galicyjskiej trafił w „Tygodniku Ziemi Sanockiej” z 1913 r. na artykuł „Sanoczanie w Powstaniu Styczniowym”. Wśród wymienionych w nim powstańców był Teodor Kurc. Czy leśniczy z zapowiedzi i powstaniec styczniowy to ta sama osoba? Znalezienie odpowiedzi na to pytanie nie było łatwe. Ale się udało.
„Leśniczego z Morochowa…” czyta się jak dobry kryminał. Nikt recenzentowi tego typu literatury nie wybaczyłby, gdyby zdradził, kto zabił. Dlatego nie napiszę, jakie są owoce poszukiwań Piotra Klai.
Zamieszkujący Skole Polacy zostali wysiedleni na Dolny Śląsk i skolski kościół po ich ekspulsji popadł w ruinę. Podobnie stało się w Bystrem k. Czarnej. Dawnych mieszkańców tej wioski wysiedlono w 1951 r. w głąb Ukrainy. Wybudowaną u progu XX w. cerkiew p.w. Św. Michała Archanioła przybyli w wyniku Akcji H-T przesiedleńcy z „grzędy sokalskiej” próbowali zaadaptować na kościół. Kiedy to się nie powiodło, rozpoczął się proces jej dewastacji i rozkradania wyposażenia.
W 1985 r. cerkiew objęło ochroną Towarzystwo Opieki nad Zabytkami. Przez ponad 25 lat jego członkowie wykonywali różne prace zabezpieczająco-remontowe, co prawdopodobnie uchroniło cerkiew przed całkowitą rujnacją. W połowie 2011 r. Oddział Bieszczadzki TOnZ przejął obiekt w użytkowanie prawne. „Zamiarem TOnZ-u jest – jak pisze Bogdan Augustyn w artykule „Cerkiew p.w. Św. Michała Archanioła w Bystrem” – doprowadzenie do całkowitego remontu i konserwacji obiektu, łącznie z jego wnętrzem, aby trwał on w bieszczadzkim krajobrazie kulturowym jeszcze długie lata”.
Wierzenia dawnych mieszkańców Bieszczadów były tematami artykułów Pawła Wójcika „Od narodzin do śmierci” („Bieszczad” nr 13) i Adama Szarego „Flora w magiczno-religijnej świadomości Łemków, Bojków i Hucułów” („Bieszczad” nr 16). Teraz podobną tematykę podejmuje Olga Solarz, przedstawiając w „Magii w medycynie ludowej Bojków” wyniki swoich badań terenowych, przeprowadzonych w latach 2008–2012 w powiecie turczańskim.
Przedmiotem jej zainteresowania był stosunek do magii i praktyki magiczne, wykorzystywane w leczeniu i zapobieganiu chorobom ludzi i zwierząt domowych. „Rezultaty badań (…) okazały się zaskakujące pod względem ilości i różnorodności wykorzystywanych metod.”
„Lescy strażacy ochotnicy, ich przełożeni i prominenci” to opowieść Bolesława Baranieckiego, do której impulsem stała się fotografia z 1928 r. Jan Krzywowiąza uwiecznił na niej leskich strażaków, którzy w dzień świętego Floriana „zgromadzili się w zamku hrabiów Krasickich” i „ustawili do fotografii przed frontem pałacu i w pełnej gali”.
„Znałem tych ludzi – pisze autor. – Oczywiście nie w 1928 r., bo wtedy miałem 3 lata. Ale poznałem ich przez późniejsze kilkanaście lat, gdy sam wchodziłem w życie miasta, a oni osiągnęli słuszny wiek lub dożyli starości. Wielu znałem też z opowiadań rodziny i sąsiadów. Swoje odbitki opisałem stopniowo imionami i nazwiskami prawie wszystkich uczestników uroczystości w dniu św. Floriana. (…) Aby nie poprzestawać na suchych danych, nazwiskach i funkcjach, napiszę (…), czym się trudnili, z jakich wywodzili się rodzin, jakie zawody uprawiali, a przy części dodam wzmianki o ich dalszych losach”. I z tej obietnicy Bolesław Baraniecki z pomocą żony Danuty wywiązał się znakomicie.
Zamykający ten rocznik materiał opatrzony jest – wyglądającym na oksymoron – tytułem „Bieszczady na morzach i oceanach”. „Czy Bieszczady mają coś wspólnego z morzem?” – pyta jego autor Waldemar Bałda. I sam na to pytanie odpowiada: „Prostych związków brak, ale zawsze przecież można szukać skojarzeń, wcale przy tym nie popadając w aberrację”.
I te skojarzenia bez popadania w aberrację znajduje. I to trzy. Dwa pierwsze skwitowane są zaledwie dwoma zdaniami. Natomiast rozwinięcie trzeciej asocjacji stanowi zasadniczą część tego arcyciekawego artykułu.

Tadeusz Szewczyk

 

BIESZCZAD nr 18 - rok 2012

 

 

UWAGA COPYRIGHT

Wszystkie materiały prezentowane na stronach tego serwisu (np. teksty, layout, grafiki, zdjęcia, logotypy, kod html/css etc.)

chronione są prawem autorskim. Ich nieautoryzowane wykorzystanie w jakikolwiek sposób jest karalne.Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved 

© 2011 TOnZ - Oddział Bieszczadzki