WSTĘP 

 

Ziemia z krwi
i próchna krzyży
nie rani ciała
– sięga głębiej

Liście pokrzyw
nie parzą
bo z martwych

Kobieta klęcząc
biciem serca
odkrywa mogiłę

Reszta jest ciszą
własnością miejsca
gdzie dzikie wino
pnie się w górę
żeby widzieć

dokąd sięgała
nienawiść

 

(Jan Szelc „Impresja ze Smolnika”
z tomu „Odmawiam góry”)

Ten tom „Bieszczadu” otwiera tekst, który należy do historii gospodarczej. Ze względu na szczupłość materiałów źródłowych historycy niezwykle rzadko zajmują się rozwojem i przejawami życia gospodarczego w przeszłości naszego regionu. I dlatego podejmowanie tej trudnej tematyki należy docenić.
    „Inwentarz majętności Troyce i Jamnej spisany 17 juni 1695” pochodzi z archiwum książąt Lubomirskich, a obecnie znajduje się w Archiwum Państwowym w Rzeszowie. Dokument ów stał się dla Macieja Augustyna podstawą do rekonstrukcji w artykule „Inwentarz dóbr Trójca i Jamna Dolna z 1695 roku” stosunków społeczno-gospodarczych w Trójcy i Jamnej Dolnej w dobie rozwiniętego systemu gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej. Jego analiza pozwoliła nie tylko na opisanie składników majątku dworskiego, ale umożliwiła ponadto ustalenie struktury społecznej obu wiosek, rodzajów i wymiaru powinności na rzecz dworu ciążących na ich mieszkańcach, a także struktury upraw.
    Kolejny materiał Macieja Augustyna również dotyczy historii gospodarczej. We wcześniejszych rocznikach przedstawił on przedsięwzięcia gospodarcze, oparte na wykorzystaniu hydroenergii. Powstawanie młynów, tartaków czy foluszy wiązało się ze zmianami w bieszczadzkiej hydrosferze, bo wymagało budowy stawów, zbiorników retencyjnych, kanałów, młynówek, tam i grobli. Autor zinwentaryzował, zlokalizował i opisał antropogeniczne przekształcenia środowiska wodnego w dolinie górnego Sanu, w dorzeczach górnej Solinki, Czarnej, Jasieńki, w dolinie górnego i środkowego Strwiąża oraz w dorzeczu Wiaru. „Tartak i młyn wodny w Makowej” to swego rodzaju suplement do tamtych materiałów, przedstawiający długie dzieje tych zakładów napędzanych wodami Wiaru.
    Również z historią gospodarczą wiąże się „Wzorowy rolnik z Leszczowatego” Macieja Augustyna. „W literaturze – tak naukowej, jak i popularnej – funkcjonuje pogląd o ekonomicznym zacofaniu regionu współcześnie zwanego Bieszczadami. Jest on częściowo uzasadniony, bo w wielu dziedzinach był to teren zapóźniony w rozwoju gospodarczym w stosunku do obszarów sąsiednich – pisze autor. – Nie oznacza to jednak, że nie istniały tutaj enklawy, gdzie następował szybki rozwój i stosowano nowoczesne – jak na swój czas – technologie. Ta uwaga dotyczy przede wszystkim kopalń i rafinerii ropy naftowej oraz ośrodków przetwórstwa drzewnego. Znacznie bardziej skomplikowana była sytuacja w rolnictwie, gdzie postęp był bardzo powolny, utrudniony trudnymi warunkami klimatycznymi i glebowymi oraz dużą odległością do rynków zbytu. Jednak niektóre gospodarstwa dworskie zaliczały się do najlepszych w Galicji, podejmowano w nich m.in. hodowlę nowych odmian bydła, owiec, ptactwa czy nawet ryb”. Ale okazuje się, że także wśród włościan byli tacy, którzy starali się możliwie najlepiej wykorzystać możliwości swoich gospodarstw. Jeden z nich został laureatem konkursu zorganizowanego w 1873 r. przez C.K. Towarzystwo Gospodarskie. I właśnie on jest głównym bohaterem tego materiału.
    Wojciech Wesołkin kolejny wybiera się na wyprawę w przeszłość wiosek, leżących nad Osławą. Treść szóstej części cyklu „W dorzeczu Osławy” stanowią dzieje Turzańska i Rzepedzi. We wcześniejszych pięciu przedstawił on historię Woli Michowej, Balnicy, Maniowa i Szczerbanówki, Łupkowa i Zubeńska, Smolnika i Mikowa oraz Prełuk i Dusztyna.
    Niezbyt odległym od Turzańska i Rzepedzi Zahoczewiem zajął się Łukasz Bajda. W tytule swego materiału zaznaczył skromnie, że jest to przyczynek do dziejów tej miejscowości. Jednak to chyba najobszerniejszy opis przeszłości tej wioski, obejmujący okres od XV do początku XIX w. i powstały po solidnych poszukiwaniach archiwalnych. Do artykułu dołączono trzy zahoczewskie dokumenty z XVIII w.: przywilej na targi i jarmarki, opis dworu i inwentarza części wsi oraz wykaz broni przechowywanej we dworze. Kolejne jego uzupełnienie stanowi tablica genealogiczna – wywodzącej się z Włoch – rodziny Dzianottów, która do tej pory niemal nie pojawiała się w opracowaniach dotyczących bieszczadzkiej przeszłości. Rodzina ta na progu XVIII w. na trwałe związała się z ziemią sanocką i odegrała niepoślednią rolę nie tylko w dziejach Zahoczewia.
    W okresie lokowania wsi na prawie wołoskim w Karpatach przyjęła się zasada budowy cerkwi w centrum osady. W większości wiosek takie umiejscowienie zachowało się do czasów współczesnych, gdyż kolejne świątynie wznoszono zwykle na miejscu ich poprzedniczek. Jednak „analiza dostępnych archiwaliów, obserwacje terenowe, nazewnictwo, a także tradycyjne przekazy międzypokoleniowe w wielu przypadkach poświadczają zmianę miejsc lokalizacji cerkwi w danej miejscowości”. Do takich odstępstw od reguły dochodziło także w Bieszczadach. Przedstawienie zmian usytuowania cerkwi w naszym regionie stanowi motyw przewodni tekstu Bogdana Augustyna „Zmiana lokalizacji cerkwisk i obiektów cerkiewnych na terenie Bieszczadów od XVIII do XX wieku”.
    W tym „Bieszczadzie” indywidualnymi bohaterami artykułów – oprócz zwycięzcy konkursu C.K. Towarzystwa Gospodarskiego – stały się jeszcze dwie postaci. Paweł Klaja przypomina ze wszech miar godnego przypomnienia Hipolita Witowskiego, urodzonego w nadosławskim Morochowie. Jest to osobowość niezwykła: erudyta i pedagog, uczestnik powstania listopadowego i Wiosny Ludów, aktywny członek wielu organizacji konspiracyjnych, więzień polityczny, działacz oświatowy, tłumacz książek popularnonaukowych z dziedziny nauk przyrodniczych, redaktor i wydawca…
    Kiedy niespełna 4 lata temu otrzymałem od Bolesława Baranieckiego album krajoznawczy „W dolinie Sanu”, wydany w 1959 r., niemal za jednym zasiadem nie tylko obejrzałem zamieszczone w nim fotografie, ale i przeczytałem towarzyszący im tekst autorstwa Stanisława Pagaczewskiego. Szczególnie zaciekawiła mnie jego uwaga dotycząca Uherzec: „To wieś mojego dzieciństwa. Jakże mogę jej nie znać. Znam ją i kocham tak bardzo, jak się kocha te miejsca, w których się było bez reszty szczęśliwym”. Później próbowałem się dowiedzieć czegoś więcej o tym, skąd u autora trylogii poświęconej przygodom Baltazara Gąbki wzięła się miłość do Uherzec. Nie udało mi się tego ustalić. Teraz dzięki artykułowi Waldemara Bałdy „Krakus w Uhercach rozkochany” już wiem.
    Blisko pięćdziesięciu bohaterów ma artykuł Bolesława Baranieckiego „Polacy z Leska i okolic w I wojnie światowej”. Autor „wspomina ludzi i zdarzenia z czasu, gdy wiedza i pamięć o I wojnie światowej były jeszcze zupełnie świeże i osobiste”, „z czasem uzupełnione wiadomościami z drukowanych tekstów i materiałów innych osób”, pisze „o tym, co osobiście widział, słyszał i zapamiętał”.
    Nikt z nas się nie spodziewał, że jest to ostatni materiał Bolesława Baranieckiego, napisany z myślą o naszym roczniku. Już podczas zamykania tego tomu dotarła do nas smutna wiadomość o tym, że pan Bolesław zmarł. Przez niemal 20 lat dzielił się swoimi wspomnieniami z czasów przedwojennych, z okresu wojny i okupacji oraz powojennych z czytelnikami „Gazety Bieszczadzkiej”, a od 15 lat współpracował z naszą redakcją, przygotowując – w ostatnich latach z wydatną pomocą żony Danuty – do kolejnych roczników artykuły poświęcone przeszłości swojego ukochanego Leska i Bieszczadów. Jego materiały były bogato ilustrowane fotografiami, które kolekcjonował – jak mawiał – od zawsze.
    W poprzednim „Bieszczadzie” Tomasz Borucki w materiale „Przeprawy generała Władysława Andersa i jego podkomendnych przez Bieszczady na Węgry pod koniec wojny obronnej 1939 r.” podjął się „kompleksowej analizy historyczno-topograficznej dwóch bieszczadzkich przepraw rozbitków z Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Andersa w oparciu o wszystkie dostępne materiały źródłowe”. Przedstawił wówczas wrześniową odyseję Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Andersa, zapoczątkowaną decyzją o przebijaniu się na Węgry, a zakończoną wzięciem ciężko rannego generała do sowieckiej niewoli. W obecnym roczniku zaś relacjonuje desperacką przeprawę ku granicy węgierskiej grupy dowodzonej przez płk. Schweizera. „Tragiczna epopeja Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Andersa, dążącego z determinacją do wyprowadzenia na Węgry resztek jazdy polskiej spomiędzy zaciskających się kleszczy niemiecko-sowieckich, stanowi świadectwo bardzo wysokiego morale tej elitarnej formacji Wojska Polskiego – stwierdza w epilogu T. Borucki. – Przebijanie się ku granicy węgierskiej odosobnionych grup ułanów i artylerzystów konnych daje chlubny wzorzec patriotyzmu i niezłomnej woli walki żołnierza polskiego. Na szczególne uznanie w tym względzie zasługuje dowódca 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich płk. dypl. Ludwik Schweizer. Jako jedyny spośród dowódców konnych pułków kawalerii polskiej walczących w wojnie obronnej 1939 r. zdołał bowiem na czele swych podkomendnych przedostać się w mundurach i z bronią w ręku na terytorium państwa neutralnego”.
    „Wspomnienia bieszczadzkie” zawierają reminiscencje Jacka Grzybały z jego wędrówek po naszym regionie. Dla wielu jego opowieść to będzie bodziec do przypomnienia sobie bieszczadzkiej rzeczywistości sprzed półwiecza znanej z autopsji, dla innych zaś to już jest materiał całkiem historyczny.
    Bardzo żmudnej kwerendy wymagało opracowanie bibliograficzne „Bieszczady i ziemia sanocka w literaturze pamiętnikarskiej do 1914 roku”. Anna Babel de Fronsberg i Tomasz Hołyński „podjęli w nim próbę scalenia danych o pamiętnikach z Sanocczyzny od połowy XVIII wieku do wybuchu I wojny światowej, kiedykolwiek wydanych drukiem”. Nie tylko zdołali „odnaleźć 88 większych lub mniejszych relacji pochodzących od 84 autorów”, ale ponadto „dokonali zwięzłych streszczeń tych tekstów, starając się podać możliwie wiele nazw osobowych i geograficznych występujących w relacjach”, a całość „została zaopatrzona indeksami ułatwiającymi odnalezienie wzmianek o konkretnych postaciach i miejscowościach”.
    Pod koniec 2014 r. Oddział Bieszczadzki TOnZ został laureatem II edycji Konkursu Strażnik Dziedzictwa Rzeczypospolitej – Custos Monumentorum Rei Publicae, organizowanego przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Narodowe Centrum Kultury. To prestiżowe wyróżnienie, o którym piszę w „Bieszczadzkim Strażniku Dziedzictwa Rzeczypospolitej”, przyznano naszemu stowarzyszeniu „za rewitalizację zabytków powiatów bieszczadzkiego i leskiego i opiekę nad nimi”, którą staramy się uskuteczniać i popularyzować nieprzerwanie od trzydziestu lat.
    Trzydziestoletnie wysiłki członków OB TOnZ zostały również dostrzeżone i wysoko ocenione przez warszawsko-bieszczadzkiego twórcę Jerzego „Baryłę” Nowakowskiego, czemu dał on wyraz w wierszu „Odkrywcom przeszłości”.
    Być może, skąd owe konkursowe laury i skąd to docenienie przez poetę choć w pewnej mierze wyjaśnia zawartość zamykającego ten „Bieszczad” materiału „Kolejne pięć lat”, w którym Mieczysław Darocha i Andrzej Szczerbicki przedstawili najważniejsze działania podejmowane przez OB TOnZ w latach 2010–2015.

Tadeusz Szewczyk

 

BIESZCZAD nr 20 - rok 2015

 

 

UWAGA COPYRIGHT

Wszystkie materiały prezentowane na stronach tego serwisu (np. teksty, layout, grafiki, zdjęcia, logotypy, kod html/css etc.)

chronione są prawem autorskim. Ich nieautoryzowane wykorzystanie w jakikolwiek sposób jest karalne.Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved 

© 2011 TOnZ - Oddział Bieszczadzki