WSTĘP 

 

Zakole Osławy
po kolana stoją w błękicie
jak żubry Bieszczady

Jak tratwa mkną
odbite wiersze
Osława niesie
z chmur skłębioną
cerkiew

Odprawiam słowa
klękają cienie
I drzew świece
I ziół płomienie

 

(fragment wiersza Jerzego Harasymowicza
„Zakole Osławy” z tomu „Poezje wybrane”)

Nie bez przyczyny na początku znalazł się fragment „Zakola Osławy” Jerzego Harasymowicza. Tak się złożyło, że sporą część tego numeru naszego rocznika zajmują materiały, które dotyczą położonych nad tą rzeką miejscowości i ich mieszkańców.
Pierwszy artykuł wiąże się jednak z leżącą nad potokiem Czarnym Czarną. W II połowie XVI w. była ona jedną z nielicznych wsi bieszczadzkich, które już wówczas miały dwie świątynie i dwóch duchownych. O tym, jak do tego doszło, traktuje artykuł Macieja Augustyna i Konrada Kokoszkiewicza „Pierwotny przywilej Barbary z Felsztyna na cerkiew i popostwo w Czarnej Górnej z 1562 r.”
Impulsem do jego napisania stało się dotarcie do tego dokumentu ze zbiorów Archiwum Biskupstwa Greckokatolickiego w Przemyślu, przechowywanych obecnie w przemyskim Archiwum Państwowym. Choć zachował się w niezbyt dobrym stanie, udało się go nie tylko odczytać i przetłumaczyć, ale także ustalić na podstawie analizy jego treści nieznane do tej pory fakty. W artykule przypomniano też – sięgające XV w. – początki Czarnej – bardzo dużej pod względem powierzchni i dość ludnej wsi.
Dzieje miejscowości z dorzecza Osławy autorstwa Wojciecha Wesołkina to chyba najdłuższy cykl w naszym wydawnictwie. Ósma jego część przedstawia przeszłość kolejnych dwóch wiosek: starszych o co najmniej kilka dziesięcioleci od Czarnej Radoszyc i młodszej nieco Osławicy.
W poprzednich siedmiu odcinkach opisane zostały dzieje Woli Michowej i Balnicy, Maniowa i Szczerbanówki, Łupkowa i Zubeńska, Smolnika i Mikowa, Prełuk i Duszatyna, Turzańska i Rzepedzi, Czystohorbu, Dołżycy oraz Komańczy. Obydwie opisywane tym razem wioski leżą nad Osławicą, będącą dopływem Osławy, w której „po kolana stoją w błękicie/ jak żubry Bieszczady”.
Swoistym uzupełnieniem poprzedniego odcinka tego cyklu są związane z Komańczą archiwalne fotografie ze zbiorów Muzeum Historycznego w Krakowie. Na szklanych negatywach (niejednokrotnie o imponujących rozmiarach 26 cm x 31 cm) Natan Krieger ok. 1900 r. uwiecznił m.in. wybudowany w XVIII w., a zniszczony po 1945 r. dwór Kumanieckich, myśliwych i strażników leśnych, tartak i stację kolejową.
W 22 lata po Wielkiej Wystawie w Londynie, którą uznaje się za pierwszą prawdziwie międzynarodową wystawę światową, gospodarzem ekspozycji osiągnięć kulturalnych, naukowych i technicznych była stolica Austro-Węgier. Na Powszechnej Wystawie w Wiedniu w 1873 r. zaprezentowano dorobek wielu krajów i narodów, gdyż „była to, jak byśmy dziś powiedzieli, wielka okazja do promocji. Tysiące odwiedzających, setki dziennikarzy, wiele publikacji prasowych i nawet książek. Przez wiele miesięcy było o czym czytać i opowiadać. Różne państwa i zamieszkujące je narody podchodziły do tego bardzo poważnie. Starano się wybrać jak najciekawsze eksponaty, by przyciągnąć jak najwięcej widzów”. Wśród prezentowanych na wystawie wiedeńskiej znalazło się wiele przedsięwzięć z Galicji. W pawilonie austrowęgierskiego ministerstwa rolnictwa prezentowano m.in. model zasilanego wodami Strwiąża tartaku w Starzawie.
Dlaczego tartak starzawski zyskał takie uznanie wysokich c.k. urzędników ministerialnych? M.in. na to pytanie próbuje odpowiedzieć Maciej Augustyn w materiale „Tartak i młyn wodny w Starzawie nad Strwiążem”. Niejako przy okazji przedstawiania losów tych zakładów zarysowuje on dzieje wioski, która w dokumentach historycznych pojawia się już w XIV w.
Po tej krótkiej wyprawie nad Strwiąż powrót w dorzecze Osławy, by dzięki pracy Pawła Klai „Witriany – dziś przysiółek Morochowa, niegdyś odrębna wieś” poznać dzieje Witrian, które w dokumentach z XVI–XVIII w. zwane są także Wietrzanami. Wioska ta była „jedną z trzech wsi wydzielonych z terenu Morochowa, o którym pierwsza wiadomość pochodzi z 1402 r.”
Witriany jako osobna wioska pojawiają się w II połowie XVI w. Pod koniec następnego wieku tracą swoją odrębność i na powrót stają się częścią Morochowa. Ojkonim Witriany jako nazwa morochowskiego przysiółka przetrwał wśród mieszkańców Morochowa i Mokrego i używany jest do dziś.
Cennym uzupełnieniem tego materiału są mapki i plany zabudowy wsi, załączniki z wykazem witriańskich gospodarstw w l. 1787–1879 oraz listami mieszkańców Witrian wywiezionych do USRR w 1946 r. i podczas Akcji „Wisła” w 1947 r.
„Pozostałości dworskich założeń obronnych w Bieszczadach i na Pogórzu Bieszczadzkim” Bogdana Augustyna to niezwykle interesujące opracowanie, dotyczy bowiem tematyki, z którą do tej pory chyba nikt nie próbował się zmierzyć. Takie podejście do bieszczadzkich budowli i założeń obronnych powoduje fakt, iż na naszym terenie jest ledwie kilka miejsc z tego typu zabytkami, a – jak stwierdza autor – „te istniejące nie imponują – tak jak w innych regionach kraju – ani wielkością, ani stanem ochrony należnym takim budowlom i miejscom”. Burzliwa historia sprawiła, iż zachowało się zaledwie kilka obiektów, w których przypadku można stwierdzić, iż kiedyś pełniły one także funkcje obronne. Lecz z pewnością budowle mające charakter obronny były także w wielu innych miejscach, choć dzisiaj często nie ma po nich ani wyraźniejszego śladu w terenie, ani w ludzkiej pamięci.
Do tego, że tak rzeczywiście było, autor dochodzi na podstawie studiowania map, analizy toponimów, badania dokumentów historycznych i przekazów ustnych, penetracji terenu itd. Dzięki tym poczynaniom dowodzi istnienia w przeszłości fortalicjów w kilkunastu innych miejscowościach.
Kilkanaście lat temu Maciej Augustyn w dwu kolejnych numerach naszego rocznika („Bieszczad” nr 9 i 10) przedstawił „Dzieje rodzin szlacheckich herbu „Przestrzał” od XVI do XVIII w.” Obecnie zaś Andrzej Szczerbicki, nawiązując do tego tematu, podejmuje się ustalenia, kim był, żyjący na przełomie XVI i XVII w., Teodor Ustrzycki i dlaczego został pochowany w 1609 r. w lubelskim kościele pw. Nawrócenia Św. Pawła.
Próbując uporządkować podstawowe fakty związane z własnością domów i gruntów na terenie dawnych Ustrzyk Dolnych, Maciej Augustyn w pewnym momencie natrafił na trudną do pokonania przeszkodę: zachowane w dokumentach informacje o mieszkańcach i ich nieruchomościach nijak nie dawały się dopasować do całej układanki. Co stanowiło tego przyczynę i w jaki sposób udało się ją wyeliminować, wyjaśnia jego materiał „Pierwotny zasięg rynku w Ustrzykach Dolnych”.
Niemal w każdym numerze zamieszczamy teksty, które opisują zabytki po drugiej stronie naszej wschodniej granicy. Nie inaczej jest i tym razem. Andrzej Szczerbicki w „Kaplicy pw. Matki Boskiej Szkaplerznej w Ilniku”, przybliżywszy historię tej położonej niedaleko Turki wioski, opowiada o pobudowanej tam prawie wiek temu kaplicy rzymskokatolickiej. Na koniec wyraża nadzieję, że jeszcze uda się tę popadającą w ruinę świątynię ocalić.
Gdyby wśród współczesnych mieszkańców Bieszczadów przeprowadzić plebiscyt na najwybitniejszego sportowca regionu, prawdopodobnie nikt nie wymieniłby jego nazwiska. A powinno się ono przewijać najczęściej.
Z pewnością podobnego zdania będzie każdy, kto zapozna się z „Mistrzem ping ponga z Komańczy” Waldemara Bałdy. To przypomnienie sylwetki niezwykłego sportowca i niezwykłego człowieka, którego koleje losu mogłyby być scenariuszem frapującego filmu (a może nawet serialu) biograficznego. O kim mowa? Trzeba przeczytać.
„Kiedy ktoś zainteresowany historią Ustrzyk Dolnych sięga po dostępne źródła historyczne, może odnieść wrażenie, że w czasie II wojny światowej szalało w tym mieście i okolicach tylko dwóch gestapowców. Arnold Doppke i Johann Bäcker przewijają się w publikacjach książkowych, artykułach prasowych oraz Internecie” – pisze Barbara Wójcik. Okazuje się jednak, że wcale nie lepszy od tych dwóch zwyrodnialców był ten trzeci, o którym – nie wiadomo dlaczego – prawie zapomniano.
I to właśnie ten trzeci jest bohaterem, a może raczej antybohaterem, przygotowanej na podstawie żmudnych dociekań i udokumentowanej w oparciu o wiele źródeł, publikacji „Długi cień von Malutkiego”.

* * *

Pierwszy numer „Bieszczadu” ukazał się 25 lat temu. To, że nasz periodyk wychodzi nadal, jest jakimś powodem do satysfakcji. Cieszy nas i to, że dorobiliśmy się sporej grupy wiernych czytelników, którzy niecierpliwie czekają na kolejny rocznik. Następną przesłanką do zadowolenia jest fakt, iż nasz tytuł zyskał nie tylko ich uznanie, ale zdobył m.in. pierwszą nagrodę specjalną Zarządu Głównego PTTK na VII Ogólnopolskim Przeglądzie Ksiązki Krajoznawczo-Turystycznej w Poznaniu, nagrodę w dziedzinie kultury i sztuki Zarządu Województwa Podkarpackiego, a także walnie przyczynił się do uzyskania przez Oddział Bieszczadzki Towarzystwa Opieki nad Zabytkami nagrody krajowej Strażnik Dziedzictwa Rzeczypospolitej.
Ćwierć wieku to jednak szmat czasu. Jego nieubłagany upływ sprawił, że już nie ma wśród nas sporej grupy współautorów „Bieszczadu”. Do wieczności odeszli: Bolesław Baraniecki, prof. dr hab. inż. Janusz Dziewański, Maria Dziurzyńska, Maria Harasymowicz, dr Stanisław Klimpel, Jadwiga Konopska, prof. dr hab. Ryszard Wiktor Schramm i prof. Eugeniusz Waniek. Pamiętamy o Nich nie tylko w czas jubileuszu.

Tadeusz Szewczyk

 

BIESZCZAD nr 22 - rok 2018

 

 

UWAGA COPYRIGHT

Wszystkie materiały prezentowane na stronach tego serwisu (np. teksty, layout, grafiki, zdjęcia, logotypy, kod html/css etc.)

chronione są prawem autorskim. Ich nieautoryzowane wykorzystanie w jakikolwiek sposób jest karalne.Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved 

© 2011 TOnZ - Oddział Bieszczadzki