Mieczysław Darocha

 

Szlakami kolejek wąskotorowych w Bieszczadach (cz. II)

 

    Początek XX wieku na terenie Bieszczad odznaczał się rozkwitem przemysłu drzewnego. Ściśle z nim - oprócz licznych tartaków parowych i wodnych - związana była sieć kolejek wąskotorowych, dostarczających surowiec do małych fabryk i na bocznice kolei normalnotorowych. Jedna z takich bocznic w tej części Bieszczadów znajdowała się na stacji w Sokolikach Górskich. Tu dochodziła najdłuższa w dorzeczu górnego Sanu kolejka wąskotorowa z Ustrzyk Górnych.
    Nieco na południe od stacji w Sokolikach kończyła również swój bieg kolejka we wsi Bukowiec n. Sanem. Wprawdzie o wiele krótsza od tej z Ustrzyk Górnych, ale również o urokliwej i atrakcyjnej trasie. Zwoziła ona drzewo z majątków leśnych położonych na wschodnich zboczach Halicza w zlewni potoku Halicz, dawniej zwanego również Bukowiec. Brak jest danych dotyczących powstania linii, jak i urządzeń obsługujących ten odcinek. Wiadomo, że istniała już w 1907 r. i była typowa dla tego okresu.
    W czasie funkcjonowania kolejki współwłaścicielami jej, jak również majątku wsi Bukowiec w latach 1903-1930, byli Hipolit Frommer oraz Rafał i Zygfryd Rubinstein. Po tym okresie do 1945 r. właścicielami byli już tylko bracia Rubinstein. W związku ze spadkiem koniunktury na drewno ostatecznie została ona zlikwidowana ok. 1932 r. Kolejka zarejestrowana była na spółkę Rubinstein & Frommer.

 

Trasa kolejki we wsi Bukowiec

 

   Początkowo kolejka biegła wzdłuż górnych odnóg potoku Halicz, przez grunty wsi Bukowiec i dochodziła nad San, gdzie tuż przy kolei normalnotorowej znajdował się folwark Beczkarnia z fabryką beczek. W połowie trasy kolejka opuszczała dolinę potoku Halicz, by pokonać niewielki grzbiet odchodzący od Kińczyka Bukowskiego. Kolejka ta - w przeciwieństwie do odcinka z Ustrzyk Górnych - nie przekraczała większych wododziałów, jej trasa przechodziła wzdłuż optymalnego spadku, co eliminowało kosztowne budowanie mostów i większych nasypów i tylko nieznacznie wydłużyło trasę. Jedynie na polach wsi musiała nieco nadłożyć, by pokonać największy bezimienny prawy dopływ Halicza.

    Natomiast jej górna część w okolicach przysiółka Potasznia rozchodziła się niemal w każdą odnogę potoku Halicz. Wiadomo, że po wycince lasów rozbierano niepotrzebne odcinki z wyeksploatowanych już kompleksów leśnych. Niektóre ślady po nich zostały już całkowicie zatarte przez rwące potoki i zasypane przez strome, osuwające się zbocza. Obecnie zachowały się cztery odgałęzienia: trzy powyżej przysiółka Potasznia i jedno, krótkie, poniżej.
    Pierwsze z nich, biegnące od przysiółka wprost na zachód (0,0 km), mijało rozjazd i początek odcinka odchodzącego w kierunku Kińczyka Bukowskiego, następnie prowadziło przez niewielki wykop i mijało leśniczówkę. Przed wojną urzędował w niej p. Goldreich. Oprócz wypełniania obowiązków leśniczego prowadził on stację turystyczną z trzema miejscami noclegowymi. Przechodził tędy niebieski szlak turystyczny z Sokolik przez Beczkarnię na Rozsypaniec, gdzie łączył się z głównym - czerwonym - szlakiem karpackim. Podobno w leśniczówce były piękne okazy wypchanych zwierząt i ptaków występujących na tym terenie. Po leśniczówce zachowały się z lewej strony torowiska kamienne fundamenty. Przed nimi w podmokłym wykopie kolejki pozostało kilka mocno porośniętych mchem, zbutwiałych podkładów z wystającymi gwoździami. Za leśniczówką kolejka wtaczała się stopniowo na niewielki nasyp, osiągając z prawej strony brzeg Halicza. Wykonując lekki łuk w prawo, wjeżdżała na mostek nad potokiem spływającym spod Przełęczy Bukowskiej. Kilka metrów dalej wpada on do Halicza. W tym miejscu woda dawno już zabrała całą konstrukcję mostu, a gliniane nasypy ciągle obsuwają się w rwące nurty (0,4 km). Za mostkiem kolejka wjeżdżała w bardzo głęboki jar potoku Halicz. Z lewej strony mijamy okazałą niszę, wykutą w skale. Być może była to próba przebicia się przez skalny wał w celu utworzenia dodatkowej odnogi. Dalej kolejka schodzi coraz niżej nad brzeg potoku.

 

 

 

 

 

 

(mapka nr 1)

 

 

Obecnie ze stromych zboczy oderwało się wiele dorodnych jodeł, utrudniając przejście. W trakcie pierwszej penetracji brnąłem tu po pas w śniegu, pomimo że był to koniec maja. Pozostały odcinek dokończyłem penetrować dopiero w następnym roku.

   Dalsza trasa kolejki jest ściśle związana z przebiegiem potoku. Niewielka półka wiedzie zaledwie kilkadziesiąt centymetrów nad powierzchnią wody. Jej brzegi obłożone są luźnymi kamieniami. Zapewne co roku potok robił niemałe spustoszenia, wyrywając i niszcząc spore połacie nasypu, a pracownicy nieustannie musieli je naprawiać i uzupełniać. Ciągle zadziwia fakt, że tędy kursowała kolejka. Mieści się tu tylko potok i nasyp, a nad tym wszystkim wiszą kilkudziesięciometrowe urwiste zbocza jaru. Idąc dalej skręcamy lekko w prawo, wyczuwając gdzieniegdzie wyraźnie poprzeczne doły po podkładach. Na chwilę gubimy nasyp, by spotkać go nieco dalej, po drugiej (prawej) stronie potoku. Od tego miejsca zbocza osiągają maksymalny spadek i dzięki korzeniom drzew, przeważnie bukowych, grunt utrzymuje się na swoim miejscu. Dalej potok i wraz z nim kolejka skręcają w lewo. Z prawej strony mijamy niewielki potoczek, spadający nieomal pionowo po zboczach (1,0 km). Woda potoku Halicz wygospodarowała w tej części nieco miejsca, drążąc stromą ścianę, i przeniosła materiał skalny na przeciwległy brzeg, usypując żwirowy wał. W tym miejscu nasyp uległ znacznym ubytkom, a nawet całkowitemu zanikowi. Obok w potoku leży półtorametrowy kawałek szyny. Końce są nieco zagięte. Zapewne była ona przymocowana po wewnętrznej stronie torów w celu wymuszenia prawidłowej jazdy w miejscach niepewnych, np. na rozjazdach lub przejazdach. Dalej nasyp prowadzi łukiem w prawo i jest tu doskonale widoczny. Za zakrętem przechodzi ponownie na drugą stronę potoku i mija widlasty żleb, którego dnem sączy się niewielka ilość wody. Żleb ten opada bezpośrednio spod szczytu Rozsypańca i na pewno służył do spuszczania kloców za pomocą ryz wodnych. Za nim (1,5 km) nasyp kolejki niknie, a powyżej jest już za wąsko, by mógł się tam zmieścić.

 

 

 

 

 

 

(nasyp kolejki)

 

 

   Druga odnoga kolejki odchodziła od poprzedniej - jak już wspomniałem - tuż poniżej leśniczówki (0,0 km). Wjazd na nią był możliwy tylko dla składu jadącego z góry. Początkowo za rozjazdem biegnie w linii prostej nasypem, mijając niewielkie bagno. Za nim przechodzi w wyraźną półkę i biegnie w linii prostej na odcinku ok. 100 m aż do pobliskich zarośli świerkowych. W nich to widnieje bardzo dobrze zachowany wykop, a pod stopami wyczuwa się dołki po podkładach. Jednocześnie kolejka wykonywała tutaj ostry zakręt w prawo, objeżdżając końcówkę grzbietu schodzącego spod Kińczyka Bukowskiego. Za zakrętem z lewej strony dochodzi do kolejki potok, którego źródła znajdują się pod wierzchołkiem Kińczyka. W dalszej części wykop przechodzi w półkę, a kolejka robiła drugi, łagodniejszy, skręt w prawo. W tym miejscu torowisko jest jeszcze dość wysoko nad brzegami potoku, lecz z każdym metrem szybko zbliża się do poziomu wody. Mijamy niewielki potoczek, spływający z prawej strony (0,3 km). Za nim trasa kolejka biegnie prawie w linii prostej - raz niewielkim nasypem, a raz półką. Torowisko jest tu już niemal nad samym lustrem wody. Podobnie jak w poprzedniej odnodze, od strony wody umocnione ono jest kamieniami, lekko związanymi tylko mchem i zbutwiałymi liśćmi. Z drugiej strony nasypu wciąż opadają strome stoki jaru. Po przejechaniu ok. 200 m kolejka znowu przekraczała niewielki ciek i była tak nisko nad lustrem wody, że dalsze prowadzenie jej tym korytem było wręcz niemożliwe, zwłaszcza że jar staje się bardzo wąski.
    W tym miejscu budowniczowie kolejki zrobili niespodziewany manewr, zapewne jedyny w tej części Bieszczadów. Otóż wygospodarowali więcej miejsca na podwójne torowisko i utworzyli rozjazd. Drugie torowisko odchodzi tu w przeciwnym kierunku i pnie się pod górę półką wyciętą w stromym zboczu jaru. Drugi raz przecina poprzedni ciek i wyjeżdża z jaru (0,7 km).

 

 

 

 

 

 

(fragment szyny)

 

 

Prawdopodobnie kolejka jechała tu w następujący sposób: lokomotywa od leśniczówki pchała wagoniki do tego miejsca, zajeżdżając całym składem do końca torowiska, aż przed lokomotywą znalazła się zwrotnica. Po przerzuceniu szyn zwrotnicą lokomotywa ruszała do przodu, tym razem ciągnąc wagoniki. Jeżeli lokomotywa od leśniczówki ciągnęła skład, to wszystko odbywało się na odwrót i z jaru kolejka wyjeżdżała pchając wagoniki.
    Po wyjechaniu z jaru kolejka wjeżdżała na coraz wyższy nasyp, wykonując na nim ostry łuk o promieniu ok. 50 m w lewo, ponownie zwracając się we właściwym kierunku. Po minięciu łuku zjeżdżała z nasypu i wtaczała się w niewielki wykop. Ponownie, już po raz trzeci, przekraczała ten sam ciek wodny i powoli zaczynała wspinać się na nasyp. Po przejściu ok. 100 m dostrzegamy w tym nasypie wyrwę, którą zrobiła woda następnego potoku. Za potokiem trasa kolejki biegnie dalej w linii prostej półką i osiąga następny ciek. Tak jak poprzednio nie zachował się tu żaden mostek czy przepust. Mijamy to miejsce. Kolejka ponownie zaczynała wjeżdżać nad stromy brzeg potoku. Początkowo półką, wykonując lekki łuk w prawo, a później nasypem w lewo wjeżdżała zapewne na drewniany most, po którym nie ma żadnego śladu (1,2 km).
    Po drugiej stronie przechodzimy również po krótkim nasypie a za nim skręcamy w prawo w górę potoku i wchodzimy w niewielki wykop. Stąd już niedaleko do końca odcinka. Pokonujemy jeszcze nieco trasy, wpierw półką i później wykopem, który prowadzi bezpośrednio nad nurt potoku i tu się urywa. Wprost przed nami po przeciwnej stronie ukazuje się niemal pionowy stok jaru, a potok tworzy tu ostre zakole, omijając wysokie ostre progi skalne.
    Trzecia odnoga bukowskiej kolejki odchodziła od głównej linii w prawo ok. 100 m poniżej leśniczówki (0,0 km).
    Początkowo równym terenem, a następnie - wykonując lekki łuk w prawo pomiędzy pojedynczymi świerkami - wchodziła na coraz wyższy nasyp. Kolejka przecinała prostopadle potok Halicz i przechodziła na drugą stronę (0,2 km). Oba brzegi potoku i nasypy są bardzo wysokie. Przejeżdżała ona nad potokiem po bardzo wysokim drewnianym moście (obecnie byłoby to wśród koron drzew), po którym nie ma tu żadnych pozostałości.
    Po minięciu mostu wjeżdżała w boczną odnogę Halicza półką wykutą w stromym zboczu doliny. Początkowo wiedzie w tym zboczu, by stopniowo odejść od niego w prawo niewielkim nasypem. Po przejściu kilkudziesięciu metrów docieramy nad brzeg potoku. W tym miejscu (0,3 km) kolejka przekraczała potok i przechodziła na jego prawą stroną. Dalej nasyp uległ niszczącej sile potoku. Mijamy rozległe zabagnienie, w którym widać niewielki, acz wyraźny nasyp. Kilkadziesiąt metrów dalej kolejka przekraczała ponownie potok. Podobnie jak poprzednio, brak jest tu jakichkolwiek pozostałości po moście. Znów kolejka biegła ściśle przy potoku. Mijamy rozlewający się mały ciek, następnie podążamy krótkim odcinkiem wykopu i nieznacznie skręcamy w prawo. W tym miejscu jest nieco więcej przestrzeni, gdyż potok zaczyna lekko meandrować i odsunął się od stromego brzegu. Kolejka przecinała to zakole, nie przekraczając nurtu. Wydaje się, że to już jej koniec. Budowniczowie wydzierali tu każdy metr, usypując w zasadzie kamienny nasyp nad brzegiem wody. Powyżej ponownie wiodła ona przy potoku, a następnie dochodziła do miejsca, gdzie dalszą drogę przegradzał jej metrowy próg skalny (0,8 km). Utworzyła się tu brama skalna, która ciągnie się w głąb na odcinku kilku metrów. W zasadzie można by zakończyć tu ten odcinek, gdyż przejście tego miejsca jest bardzo trudne, a do pokonania przez kolejkę wręcz niemożliwe, zwłaszcza że na odcinku kilkunastu metrów różnica spadku wynosi ok. 2 m! Trzeba wziąć też pod uwagę fakt, że nad nami piętrzą się strome, kilkudziesięciometrowe zbocza jaru. Wszystko to miałoby sens, gdyby nie ponowne odkrycie jej dalszego biegu. Wpierw niewielkiego odcinka nasypu, do którego przeznaczenia można by mieć trochę wątpliwości, lecz nieco dalej ukazuje się wyraźny szlak kolejkowy. Zaczyna się on nagle (1,1 km). Z jego lewej strony, w kierunku potoka odchodzi kamienna grzęda, która mogła mieć charakter zabezpieczenia przed mocnymi uderzeniami nurtu.
    Wchodzimy na torowisko, o czym dodatkowo przekonują wyraźne dołki po podkładach. Jest tu nieco więcej miejsca niż poniżej, lecz dało to tylko możliwość pociągnięcia torów jeszcze na odcinku ok. 350 m. Po jego przejściu dochodzimy do poprzecznego garbu, opadającego z prawej strony jaru, który wyraźnie zagradza dalszą trasę. Tu już na pewno kolejka kończyła swój bieg (1,4 km).
    Po wyjściu z jaru zauważyłem przybitą do bukowego drzewa kolejkowym gwoździem żelazną kwadratową podkładkę. Służyła ona jako podstawka pod szynę, a przez jej otwory przybijano ją do podkładu.
    Patrząc z góry zastanawiamy się, w jaki sposób kilkunastotonowa kolejka wraz z wagonikami jeździła dnem tego jaru. Być może górny odcinek torowiska był osobną częścią tej odnogi, a wagoniki przetaczano z pomocą koni lub siłą ludzkich mięśni. Jak było naprawdę, pozostanie to na razie tajemnicą.

 

 

 

 

 

 

(odnoga kolejki)

 

 

   Przysiółek Potasznia, dokąd głównie dochodziła kolejka, jest częścią wsi Bukowiec i powstał w 1 poł. XIX w. Miejsce to wskazuje na zakład produkcji potażu, czyli węglanu potasowego służącego do wyrobu mydła. Dodawano go również do szkła wyrabianego z miękkiego piaskowca w wielu hutach na tym terenie. Głównym surowcem do wyrobu potażu było okoliczne drewno bukowe. Uzyskany po jego spaleniu popiół przemywano wodą, a otrzymany roztwór poddawano odparowaniu, podgrzewając go w wielkich misach, które zachowały się do dzisiejszych czasów. Jedna z nich leży poniżej potaszni obok nasypu kolejki.
    Obecnie obszar Potaszni to niewielka polana dookoła obrośnięta bukowym i olszynowym lasem. Tu i ówdzie rosną samosiewy świerkowe. Całość położona jest w widłach dwóch potoków, z których jeden to Halicz. Przysiółek ten był niejako węzłem kolejkowym, tu rozchodziły się torowiska w każdą dolinę.
    W centralnej części polany znajdują się kamienne pozostałości po nieznanym obiekcie. Resztki fundamentów o wymiarach 15 x 16 m obejmują kilka postumentów z wystającymi śrubami, mocującymi zapewne jakieś urządzenia, oraz murek z pięcioma otworami podobnymi do ciągów kominowych. W północno-zachodniej części tych fundamentów leży przewrócona podstawa pieca, na której stał być może komin. Poza obrysem murów niedaleko pieca znajduje się niewielki głęboki otwór po brzegi zalany wodą (zapewne studnia). Z niego wystaje rurka, którą to prawdopodobnie dostarczano wodę do wytworzenia pary. Przez sam środek całego obiektu biegło torowisko kolejki. Nie znane jest przeznaczenie tych urządzeń. Być może był to tartak parowy. Obiekt ten znajdował się poniżej leśniczówki (0,0 km). Kolejka od tego miejsca ruszała z biegiem potoku w kierunku wsi, przejeżdżając przez środek tartaku (?) niewielkim nasypem i skręcała za nim lekkim łukiem w lewo. Mijała z lewej strony rozjazd do poprzednio opisanego odcinka i zaczynała wjeżdżać na coraz większy nasyp w celu przekroczenia potoku Halicz. Po prawej stronie, tuż przed wejściem na nasyp, mijamy żelazną misę - jedyną pozostałość po potaszni. Na potoku nie zachował się żaden ślad po moście (0,2 km).
    

 

 

 

 

 

 

(ruiny)

 

 

   Na drugim brzegu, tuż przy wodzie z lewej strony nasypu, pozostał jedynie mały fragment umocnienia kamiennego. Dalej kolejka podążała wysokim nasypem i zakręcała na nim w prawo, podążając w dół potoku. Mijała niewielki poprzeczny strumyk i zaczynała biec wspaniałą, wykutą w stromym zboczu półką. Z lewej strony wiszą bukowe i jodłowe drzewa, a po prawej, nieco niżej szumią wody znacznego tu już potoku. Kolejka skręcała w lewo, ponownie prostopadle mijała niewielki potok, który zabrał fragment torowiska. Wpada on do Halicza, płynącego z prawej strony w odległości kilkudziesięciu metrów. Po przekroczeniu tego miejsca, z boku po lewej stronie, wystają odsłonięte bloki skalne. Ciągle wyczuwając miejsca po podkładach, po przejściu około pół kilometra docieramy do poprzecznego wąwozu (0,7 km). Z dwóch stron zachowały się wysokie, krótkie nasypy umocnione kamieniami bez spoiwa. Część z nich obsypuje się w dno potoka. Po moście, na pewno o konstrukcji drewnianej, nie ma żadnego śladu.
    Kolejka biegła dalej. Zjeżdżała z nasypu i wtaczała się na niewielką półkę. Lewa strona zbocza od strony potoka jest już łagodna. W chwili obecnej wycięto tu na sporej przestrzeni obumarłe świerki, pozostawiając wiele pniaków i wykrotów, a torowisko wykorzystano do zwózki drzewa. W odległości 250 m od mostu odchodzi w prawo w przeciwnym kierunku czwarta, najkrótsza odnoga kolejki bukowskiej (1,0 km). Niewielki skład wagoników wjeżdżał na nią z przeciwnej strony (0,0 km). Początkowo półką, później łagodnym nasypem zjeżdżał nad brzeg miniętego poprzednio wąwozu. Brzegi jego są już łagodne, więc wystarczył zapewne przepust. Schodząc jeszcze niżej, mając nad sobą główną linię, przekraczamy mały potok i wchodzimy na coraz wyższy nasyp, który lewym łukiem wprowadza nas nad wzburzone wody Halicza (0,2 km). Po moście nie ma tu również żadnych śladów. Z drugiej strony nasyp gwałtownie skręca w prawo w górę potoku. Nieco wyżej mija prawy dopływ Halicza i za nim rozmywa się w terenie (0,5 km). Niewielki nasyp jeszcze przez kilkadziesiąt metrów prowadzi nad skarpą i coraz bardziej zarasta samosiejką jodłową.
    Powracamy do głównej linii. Ok. 50 m za rozjazdem przechodzimy mały strumień i podążamy półką, porastającą młodą olchą. Mijamy następny strumień, na którym - jak i poprzednio - narzucone są poprzecznie żerdzie olszynowe dla udogodnienia przejazdu przy zwózce drewna. Przechodzimy następne podobne cieki. W pewnym miejscu dno doliny z prawej strony zasłania nam ziemny wał - resztki ziemi wybranej pod torowisko kolejki. Za nim mijamy ostatni strumień wpadający do pobliskiego Halicza. W lewo w górę odchodzi zrywkowa droga, a z prawej kończy się ziemny wał i ponownie pokazuje się dno doliny. Nieco dalej rośnie kilkudziesięcioletni wspaniały jawor, pamiętający czasy kursowania kolejki.
    Powoli półka staje się coraz płytsza i zaczyna odchodzić od zbocza skarpy. Po chwili wprowadza ona nas coraz większym nasypem, skręcającym w prawo nad Halicz (1,5 km).

 

 

 

 

 

 

(nasyp kolejki)

 

 

 Potok płynie tu szeroko w linii prostej. Tuż przy wodzie nasyp jest umocniony betonowym murkiem. Niektórych jego fragmentów cement nie związał należycie i żwir obsypuje się wprost do wody. Zabezpieczał on przed uderzeniami nurtu zbocze bardzo wysokiego nasypu porośniętego młodymi świerkami i szarą olchą. Również i tu po moście nie ma żadnego śladu. Rozpiętość przyczółków wskazuje, że musiał być pokaźnych rozmiarów, a przęsła były oparte bezpośrednio na ziemnych nasypach. Po przeciwnej stronie - z uwagi na bardzo urwisty brzeg - nie wykonano nasypu, lecz wykuto półkę, w którą kolejka wjeżdżała po minięciu mostu. W tym miejscu opuszczała ona ostatecznie potok Halicz, wyjeżdżając z mrocznej doliny i kierując się do uprawnych chłopskich pól.
    Początkowo, trzymając się jeszcze półki w wysokim brzegu, nieznacznie skręcała w prawo. Mijamy pierwsze zachowane podkłady. Za nimi - po lewej stronie nad wysokim brzegiem potoku tuż przy torowisku - widnieje coś w rodzaju kamiennej piwnicy. Mogła to być również jakaś budowla związana z kolejką. Dalej wchodzimy w niewielki wąwóz, mijamy jego dno i kierujemy się wprost w bagnistą część doliny Halicza, gdzie nasyp - niewielki, lecz widoczny - coraz bardziej zanurza się w rozległe mokradła w lasku olszynowym. Niedostępność tego miejsca pozwoliła na uchowanie się wielu podkładów, porośniętych grubym kożuchem mchów i kępami kaczeńców (1,9 km). Jedynie one wystają ponad poziom bagna. Podkłady z reguły zachowywały się tam, gdzie okolica była bardzo podmokła i niewygodna do rozbiórki. Można przypuszczać, że torowisko demontowano dopiero po dłuższym okresie nieużywania, a nie bezpośrednio po spadku koniunktury. Opuszczone torowiska stopniowo niszczały a w podmokłych miejscach gniły. Przy rozbiórce te podkłady zostawiano, gdyż nie nadawały się nawet do palenia.
    Ponownie wchodzimy w suchsze miejsce. Początkowo nasypem mijamy nieznaczną wyrwę, a później półką skręcamy w prawo - podobnie jak poprzednio - w następny, nieco większy wąwóz. Lekkim łukiem w lewo wychodzimy z niego. Znów natrafiamy na nasyp, następnie na półkę, która po chwili skręca w prawo. Ślad kolejki coraz bardziej zanika, gdyż wchodzimy w pierwsze zrekultywowane pola. Podążamy intuicyjnie naprzód, mając pod nogami nierówne połacie porośnięte wysoką trawą. Po przejściu następnych 100 m w olszynowym młodniku, porastającym następny wąwóz, spotykamy bardzo dobrze zachowany nasyp. Coraz wyżej podążamy nim nad brzegi małego strumienia, mijamy go i wchodzimy na przeciwległą część nasypu. Druga strona wąwozu, porośnięta kilkoma starymi bukami i jaworami, jest bardziej stroma od pierwszej. Za nią prowadzi długi, wyraźny nasyp. Staje się on coraz niższy, by po chwili prawie całkowicie zniknąć. Przed nami rozległe pastwiska Bukowca.
    Trzymając się prostego kierunku, w dalszej części wyczuwamy niewyraźny ślad po kolejce. Jest to nieznaczna półka, która - pomimo dokonanej rekultywacji pól - zachowała się w szczątkowej formie.

 

 

 

 

 

 

(mapka nr 2)

 

 

Początkowo można mieć wątpliwości, lecz obserwacja tego miejsca ze znacznej odległości (najlepiej z drugiej strony doliny) pozwala zauważyć ją jako jaśniejszy pasek traw. Dziwne, że pomimo tej rekultywacji jest ona widoczna. Biegnie w linii prostej delikatnie opadając w dół. Po lewej stronie mijamy cmentarz wojenny z okresu pierwszej wojny światowej (2,7 km). Nieco niżej od niego starodrzew okalający niegdyś drewnianą cerkiew z dzwonnicą i niedaleko niej wiejski cmentarz.
    Kolejka była świadkiem, jak ludzie uczęszczali do świątyni na nabożeństwa, chowali zmarłych na pobliskim cmentarzu, budowy nowej cerkwi w 1910 r., jak również masowego pochówku żołnierzy poległych w okolicznych lasach w okresie pierwszej wojny. "Pozdrawiała" miejscowych chłopów ciężko pracujących na roli i pasterzy spędzających woły z Połoniny za Kińczykiem. Obecnie to już pustkowie. Nie ma także kolejki. Mało kto pamięta, jak jeździła, dawała uczciwą pracę i zarobek na chleb.
    Dalej - wprost na wschód - ślad torowiska nadal biegnie rozległymi pastwiskami. Przemierza kilkaset metrów i zaczyna powoli skręcać w prawo, co wydaje się logiczne, gdyż teren, ciągle opadając, zmuszał kolejkę do ścisłego trzymania się odpowiedniej wysokości. Po chwili jeszcze bardziej wyraźnym długim łukiem zaczynała wjazd w drugą boczną odnogę Halicza. Ślad jest słabo widoczny, lecz w niczym to nie przeszkadza, aby odtworzyć jej faktyczny przebieg. Po minięciu tego zakrętu i przejściu około 100 m odnajdujemy nasyp wchodzący w olszynowy lasek. Podążając nim, coraz głębiej wchodzimy w boczną dolinę. Przed nami pierwszy bardziej wyraźny ślad - głęboki wykop, który doprowadza nas nad brzeg rozległego wąwozu.
    Zbocza jego są łagodne, więc nie budowano mostu. Wykonano jedynie wielki łukowaty ziemny nasyp skręcający w lewo. Wąwozem płynie niewielki potok i zapewne wystarczył tu mały przepust w podstawie nasypu. Obecnie, z uwagi na jego zamulenie, powyżej nasypu utworzył się niewielki staw z tkwiącymi w nim, w większości pousychanymi, wierzbami i olchami. W samym środku nasyp uległ przerwaniu i tym to miejscem przelewa się nadmiar wody (3,2 km).
    Po drugiej stronie wąwozu po osiągnięciu jego niezbyt stromego brzegu nasyp staje się coraz mniejszy. Kolejka ponownie powróciła na kierunek wschodni i zaczynała coraz bardziej oddalać się od strumienia. Niewielki nasyp biegnie tu już w linii prostej, by po chwili zniknąć z uwagi na urządzoną tu przez nadleśnictwo szkółkę leśną.
    Po przejściu ok. 200 m przy ogrodzeniu wchodzimy początkowo na ścieżkę, a następnie na mocno rozjeżdżoną leśną drogę do obsługi tej szkółki. Dróżka ta jest jakby przedłużeniem śladu kolejki, której pozostałością z przeciwnej strony jest wyraźny wykop, porośnięty młodymi świerkami. Wykop jest dosyć szeroki, w nim widnieje nasyp. Obok torowiska, z prawej strony, prowadzi wspomniana droga, która po chwili wychodzi na stokówkę biegnącą do Sianek. Przecięła ona prostopadle torowisko, które oczywiście zostało zniszczone (3,8 km). Po drugiej jej stronie ponownie pojawia się w bardzo szerokim, zarośniętym wykopie. W tym miejscu kolejka wykorzystywała obniżenie pomiędzy bezimiennym wzniesieniem o wysokości 779 m n.p.m. na wschodzie a opadającym z Kińczyka Bukowskiego grzbietem na zachodzie. Od tego miejsca kolejka minimalnie zaczyna skręcać w prawo i stromo opadać w kierunku doliny Sanu. Podążamy nadal w wyraźnym wykopie, w którym pojawia się nieznaczny nasyp, tworząc po obu stronach wzdłużne rowki służące do odwodnienia torowiska. W jednym miejscu w lewym rowku natrafiamy na wystający pieniek - pozostałość po ściętym słupie telefonicznym. Cały słup spotkamy nieco dalej. Ciągle torowisko opada w dół. Na niektórych odcinkach wyczuwamy wyraźne miejsca po podkładach.
     Dochodzimy do głównej drogi biegnącej do Beniowej (4,7 km). Tuż przed nią w poprzek wykopu leży przełamany, nadpróchniały słup telefoniczny. Na jego końcu pozostał jeszcze hak na izolator. Ten i poprzednio zauważony słup przekonują nas, że wzdłuż kolejki istniała linia telefoniczna, utrzymująca być może połączenie zakładu w Beczkarni z Potasznią.
    Przechodzimy na drugą stronę drogi i ponownie wchodzimy na nasyp. Mijamy przepust z kręgów betonowych. Na tym odcinku nasyp był w pewnym okresie wykorzystany do zwózki drewna i został nieco odnowiony poprzez wstawienie betonów. Nieco dalej następny przepust. U jego wylotu wystają drewniane kłody i mokre kamienie. Za nim kolejka skręcała nieznacznie w lewo, ciągle biegnąc wysokim nasypem. Kolejka zjeżdżała tu coraz niżej w kierunku Sanu. Nasyp staje się coraz niższy, by wkrótce przejść w półkę, biegnącą w łagodnym zboczu. Z prawej strony na krótko odsłania się widok na południe - na pobliski San, porośnięty po obu stronach kępami wierzb i olch oraz na płaską łąkę z pojedynczymi świerkami. Coraz bardziej zbliżamy się do brzegu Sanu. Torowisko ciągle opada w dół. Ponownie wchodzimy w gęstwinę drzew i tym samym osiągamy brzeg Sanu (5,3 km). Kolejka skręcała nieco w lewo i wąską półką podążała już równolegle do rzeki, której kręty nurt odbija się od przeciwległego, skalnego brzegu. Po przejechaniu krótkiego prostego odcinka torowisko ponownie skręca w lewo. Następny, trzeci zakręt jest ostrzejszy. Za nim kolejka wjeżdżała na nasyp i mostem przekraczała San (5,8 km). Po moście na lewym brzegu rzeki z dala od wody pozostała tylko betonowa podstawa pod podporę z wystającymi śrubami. Druga strona rzeki ma brzeg umocniony kamieniami zabezpieczonymi metalową siatką. Powyżej nad nim przebiega normalnotorowa kolej, podążająca do Lwowa lub na Zakarpacie.
    Schodzimy z nasypu nad brzeg Sanu. Pod nasypem leży w mule oś jezdna jednego z wagoników. Jak dotychczas jest to jedyna zachowana część taboru. Zakończona jest dwoma kutymi kołami osadzonymi na gorąco na oś. Na kole widnieje data 1908 r.
    Po drugiej stronie Sanu - z uwagi na przebiegające tędy zasieki graniczne i pas orny - ślad kolejki został zatarty. Wprawdzie jest on jeszcze widoczny na krótkim odcinku za Sanem, lecz w dalszej części zanika zupełnie. Znajdujemy się na terenie Beczkarni.

 

 

 

 

 

 

(pzostałości po kolejce)

 

 

Folwark Beczkarnia położony był w ustronnym miejscu na prawym brzegu w zakolu Sanu. Od zachodu ograniczała go bardzo wysoka skarpa podmywana przez rzekę. Na wschodzie opadają porośnięte starymi jodłami strome zbocza pasma Byczka. San wpływa i wypływa z tego miejsca zakolami. Wszystko to sprawia wrażenie, że teren zamknięty jest ze wszystkich stron w sposób naturalny.
    Kolejka przejeżdżała przez Beczkarnię pomiędzy budynkami zakładu. Dzisiaj trudno rozpoznać z istniejących licznych fundamentów i ruin ich przeznaczenie. Wiadomo, że znajdował się tu zakład produkcji beczek (stąd nazwa), założony ok. 1910 r. tartak wodny (wg oznaczenia na mapie WIG z 1937 r. - nieczynny), piekarnia, karczma i prawdopodobnie browar. Oczywiście, istniał tu także folwark i okazała piętrowa willa Rubinsteina. W czasie wojny ze względu na swoje strategiczne położenie zamieniona przez Rosjan na posterunek straży granicznej. Całość, otoczona z jednej strony zakolem Sanu a z drugiej torowiskiem kolei normalnotorowej, obecnie znajduje się już po stronie ukraińskiej.

Według przedwojennej mapy WIG-u kolejka prowadzi przez Beczkarnię w jej północnej części. Wchodzi między San i kolej Lwów - Sianki i kończy swój bieg (6,1 km). Wprawdzie też w tej części Beczkarni, nieco z lewej strony, znajdują się filary na rzece do złudzenia przypominające kolejkowe a po drugiej stronie wąski nasyp, lecz jest to prawdopodobnie pozostałość połączenia przysiółka z drogą.
    Potwierdza to - znajdujący się w odległości ok. 300 m na północ szeroki, kamienny przyczółek nad Sanem. Jest on fragmentem starej drogi biegnącej od Granicy (przysiółka Beniowej) do Sokolik.

 

 

 

 

 

 

(Sokoliki Górskie)

 

 

   Uzupełnieniem do części pierwszej o bieszczadzkich kolejkach wąskotorowych opisanych w Bieszczadzie '95 będzie przedstawienie dwóch następnych odnóg kolejki wąskotorowej z Ustrzyk Górnych do Sokolik Górskich. Odnogi te przebiegały w górę potoku Bystra od przysiółka Muczne i wzdłuż potoku Roztoki w Tarnawie Niżnej.

 

Odnoga w Mucznem

 

    Odcinek zaczynał się w Mucznem na szesnastym kilometrze od Ustrzyk Górnych, gdzie kolejka robiła dwa wielkie łuki - pierwszy w prawo, drugi w lewo. Początek tego odcinka wypadał właśnie za drugim łukiem w miejscu, gdzie obecna szosa do Tarnawy zakręca w lewo przed leśniczówką "Górny San".
    Początkowo jest on częścią przydrożnego rowu w połowie zajętego przez nasyp drogowy (0,0 km). Na odcinku kilkunastu metrów biegnie wzdłuż szosy i stopniowo od niej odchodzi. Na tym odcinku torowisko biegło w wyraźnym wykopie. Kolejka wjeżdżała na odnogę od strony Tarnawy i niewielkim łukiem skręcała w lewo. Zakręt ten obecnie przecina polanę pomiędzy drogą, potokiem Bystra i zwartą ścianą lasu na tyłach pierwszych domostw leśnej osady w Mucznem. Przez polanę torowisko prowadzi niewielką, doskonale zachowaną półką. Za nią kolejka coraz bardziej przybliżała się do potoku Bystra i wjeżdżała na coraz wyższy nasyp. W miejscu gdzie osiąga brzegi potoku, wysokość nasypu wynosi około 2 m, który dalej, porośnięty olchą, prowadzi już w linii prostej wzdłuż strumienia. Potok czasami odchodzi od nasypu na nieznaczną odległość i ponownie powraca. Na tyłach ostatniej zagrody nurt gwałtownie przechodzi na drugą stronę nasypu (0,2 km). Strumień ostro przeciął nasyp, nie pozostawiając również śladu po moście lub przepuście, a jego gliniaste zbocza opadają wprost do wody. Przechodzimy z trudem to miejsce, podążając nadal wysokim nasypem, który nieznacznie skręcił w lewo i nieco dalej się urywa (0,3 km). Powyżej, na odcinku ok. 200 m został on całkowicie zniszczony. Wybudowano tu ujęcie wody dla osady oraz przeprowadzano różne prace ziemne. Obchodzimy ogrodzenie ujęcia, drobne zarośla olszynowe oraz mijamy rząd wysokich jodeł. Za nimi trafiamy na drogę leśną, prowadzącą od osady w górę doliny. Nieco dalej - z jej lewej strony - odnajdujemy ponownie podmokłe torowisko kolejki (0,5 km). Wcześniej ślad jej został rozsunięty przy leśnej zrywce.

Kolejka prowadziła tu w linii prostej w wykopie, przeważnie zarośniętym leszczyną. Z lewej strony w znacznej odległości od niego płynie potok Bystra. Po prawej, równolegle do kolejki prowadzi szlak zrywkowy i przy nim ogrodzona siatką szkółka leśna. Obecnie drogą tą zwozi się pozyskane drewno, a kiedyś była to droga prowadząca z Mucznego na Bukowe Berdo. Mijamy szkółkę leśną i dochodzimy do miejsca, gdzie z prawej strony wpada do Bystrej pokaźny jej dopływ. Płynie on w głębokim jarze. U jego wylotu krzyżuje się szlak zrywkowy i kolejkowy. Przed przekroczeniem dopływu kolejka prowadziła niewielkim nasypem. Po jego przekroczeniu i minięciu drogi zrywkowej nasyp, dostosowujący się do kształtu zbocza, jest nadal widoczny. Z lewej strony ponownie spotykamy się z potokiem Bystra, który opuściliśmy przy ujęciu wody. Będzie nam towarzyszył aż do końca tej odnogi.
    Kolejka ponownie prostopadle przecinała następny dopływ, wypływający z głębokiego jaru, który z lewej strony wpada do pobliskiej Bystrej. Przez strumień kolejka przejeżdżała po drewnianym mostku. Pozostały po nim resztki niskich drewnianych przyczółków (1,0 km). Oba brzegi potoka zabezpieczono kilkoma żerdziami. Obecnie są one śliskie i sczerniałe. Po przejechaniu przez mostek kolejka wiodła półką, w której wyraźnie widać miejsca po podkładach. Nieco dalej skręcała w prawo i ciągle trzymając się stromego zbocza, przyjeżdżała pod urwisty skalny nawis, jednocześnie wykonując skręt w lewo (1,4 km). Na nasypie leżą ostre głazy, które oderwały się od niczym nie zabezpieczonej pionowej ściany. Kolejka wyjeżdżała z tego miejsca, wykonując następny zakręt w prawo. Ciągle jej szlak wiedzie wyraźnym nasypem dnem jaru, zajmując jego prawą stronę. Lewa strona przy potoku umocniona jest w niektórych miejscach luźnymi kamieniami, skutecznie utrzymującymi ziemię nasypu już od kilkudziesięciu lat.

 

 

 

 

 

 

(nasyp kolejki)

 

 

 

 

 

 

(mapka nr 3)

 

 

 Wykonując naprzemienne niewielkie zakręty wymuszone kształtem zbocza jaru, kolejka mijała następny lewy dopływ Bystrej. Nasyp uległ tutaj znacznemu zamuleniu mułem niesionym i wylewanym tu przez dopływ.
    Kilkadziesiąt metrów dalej kolejka odchodziła nieznacznie od zbocza jaru, z którego bije obfite źródło. Zamuliło ono część terenu pomiędzy nasypem a zboczem, powodując jednocześnie obfite nawadnianie torowiska. W najgorszym miejscu, gdzie woda przelewa się wierzchem, zachowało się kilka podkładów kolejkowych (1,8 km). Wypływająca woda wyrzuciła je z nasypu i obecnie leżą na jego zboczu. Wystają z nich jeszcze mocno nadrdzewiałe kute gwoździe.

Mijamy to miejsce, wykonując zakręt w prawo i ciągle mając nad sobą wysoki brzeg jaru. Za zakrętem torowisko biegnie w linii prostej tuż nad lustrem wody. Od strony potoku umocnione jest luźnymi kamieniami. Dalej potok przerwał nasyp, który pojawia się po jego drugiej stronie nieco dalej. Prowadzi on jeszcze kilkadziesiąt metrów wzdłuż potoku i niknie wśród plątaniny drzew i gałęzi naniesionych przez Bystrą. Zapewne w tym miejscu kolejka kończyła swój bieg (2,1 km). Powyżej nie ma po niej żadnych śladów.
    Wysoko nad nami w prześwitach koron drzew bukowych opadają zielone pastwiska wierzchołka Bukowego Berda.

 

 

 

 

 

 

(podkładka i gwoździe)

 

 

 

Odnoga w górę potoku Roztoki

 

   Prowadziła ona wzdłuż potoku Roztoki pod północne stoki Krzemienia. Zaczynała się na 19,5 kilometrze od Ustrzyk Górnych. Odgałęzienie to odchodziło w prawo w górę doliny (obecnie za mostem drogowym na potoku Roztoki) pomiędzy wsią Dźwiniacz Górny a Tarnawą Niżną. Obok mostu istnieją tu również pozostałości po kolejce w postaci dwóch kamiennych, bardzo wysokich filarów mostowych i jednego niskiego na prawym brzegu potoku. Cała ta konstrukcja znajdowała się na łuku i łączyła oba brzegi ostro wciętej doliny. Kolejka, podążając do Sokolik, po pokonaniu potoku Roztoki mijała rozjazd odchodzący w prawo (0,0 km). Na odnogę tę kolejka wjeżdżała od strony Tarnawy. Cały ten teren obecnie został zniwelowany, gdyż znajduje się tu skrzyżowanie drogi do Tarnawy i stokówki w górę potoku. Stokówkę tę poprowadzono w bardzo stromym zboczu doliny, a wydartą ziemię i kamienie sypano na stromą skarpę potoku, jednocześnie zasypując wyciętą półkę torowiska kolejki.
    Pierwszy krótki ślad kolejki pojawia się poniżej stokówki, w miejscu, gdzie potok wykonuje niewielkie zakole, odchodząc od zbocza (0,2 km). Kolejka prowadziła tu niewielkim łukiem zgodnie potokiem i jej szlak nie został zasypany przy budowie stokówki. Dalej ponownie pojawia się półka. Prowadząc niewielkimi zakrętami, pokonuje opadający z lewej strony niewielki ciek, który odprowadza wody opadowe z korony drogi. Zamulił on całkowicie torowisko i ciągle nanosi zwały ziemi i liści. Po pokonaniu dalszych 100 m napotykamy ułożone poprzecznie drewniane bale. Być może są to pozostałości po niewielkim mostku. Za tym miejscem, podążając dalej pomiędzy potokiem a stokówką, mijamy z lewej strony stromą skalną ścianę. Ślad kolejki gdzieniegdzie zarzucony jest kamieniami, które spadły przy budowie drogi. Mijamy fragment zniszczonego torowiska, zakryty niewielkim osuwiskiem, i za nim skręcamy nieco w prawo, opuszczając stromą skarpę stokówki biegnącą w tym miejscu wysoko nad nami (0,7 km).
    Kolejka dalej pięła się w górę potoku Roztoki tuż przy jej brzegu. Równolegle do niego wykonywała zakręt w lewo, a następnie prowadziła wprost na jego nurt i przechodziła na drugą stronę. Potok wykonuje tu ostry zakręt, a na zewnętrznym jego brzegu wisi skalista ściana. Po tej stronie nie było możliwe poprowadzenie szlaku. Kolejka więc na tym krótkim odcinku dwukrotnie pokonywała zakole, a po mostach nie zostały nawet szczątki. Za zakolem pojawia się nasyp, ale i on kończy się wkrótce. Podążając dalej lewą stroną potoku, odnajdujemy ponownie niewysoki nasyp. W pobliżu - z lewej strony - spada niewielki strumyk odwadniający biegnącą gdzieś wysoko nad nami stokówkę. Po przejściu śladem kolejki następnych kilkudziesięciu metrów wchodzimy prostopadle nad brzeg potoku. Po drugiej stronie ukazuje się doskonale zachowany kamienny przyczółek (1,2 km). Utrzymuje on z trzech stron nasyp, który dalej przechodzi w półkę. Z lewej strony znajduje się wylot sąsiedniej doliny, a jego dnem płynie największy prawy dopływ potoku Roztoki. Tuż przy jego ujściu kolejka wykonywała ostry skręt w prawo, wiodąc dalej niewyraźnym nasypem. Z prawej, urwistej strony co chwilę spadają niewielkie strumyki zamulające nikłe ślady kolejki. W najbardziej podmokłym miejscu pośród olch i wierzb leżą jeden za drugim kolejkowe podkłady (1,4 km). W tym miejscu zachowała się największa ich ilość. Jedne porośnięte mchem, a inne zanurzone w wodzie zachowały swój regularny i poziomy układ. W każdym niemal tkwią sczerniałe z rdzy gwoździe.
    Opuszczamy to miejsce i dalej podążamy prawą stroną potoka, tuż przy jego brzegu. Kolejka skręca w lewo i następnie w prawo. Za zakrętem ślad urywa się, gdyż potok zabrał cały nasyp i podbiera nawet stromy brzeg wąwozu. Przechodząc potokiem dalsze 100 m, napotykamy wyraźny, lecz niewysoki nasyp, biegnący w linii prostej i zarazem ścinający niewielki łuk potoku. Kolejka dochodziła do następnego jaru, wpadającego tym razem z prawej strony. Jego dnem płynie strumień. Wypływa on z przełęczy pomiędzy Obnogą a Grandysową Czubą.
    Ślad kolejki w tym miejscu został rozmyty. Jego ostatni wyraźny fragment kończy się nieco wcześniej umocnieniami kamiennymi od strony głównego potoku (2,0 km). Ułożone jeden na drugim tworzą murek oporowy, utrzymujący kamienistą ziemię nasypu i nadal skutecznie chroniący torowisko przed uderzeniami płynącej wody.

 

 

 

 

 

 

(nasyp kolejki)

 

 

   Mijamy wylot jaru i wchodzimy na nasyp, który natychmiast skręca w prawo. Przed nami ukazuje się spory odcinek prostego jaru. Jedną połowę dna zajmuje niskie torowisko kolejki, a drugą stronę zajmuje potok. Na całej długości brzeg nasypu od strony potoka umocniony jest luźnymi kamieniami. Przechodzimy nasypem ok. 150 m i dochodzimy do miejsca, gdzie potok wykonuje dwa gwałtowne zakręty (2,2 km). Tuż przed nimi z prawej strony potoku utworzyło się nieco płaskiego miejsca. Jest to stare zakole strumienia, obecnie całkowicie zamulone. W miejscu tym pośród żwirów i gałęzi leżą dwie drewniane ryzy.
    Są to przecięte wzdłuż grube pnie, wydrążone wewnątrz na wzór koryta, o długości ok. 5 m. każdy. Wypadły one z pobliskiej stromej ściany jaru z niewielkiego żlebu. Nimi to spuszczano dłużycę. Poszczególne elementy łączono razem, uszczelniano mchem i gliną, a rolę smarowania odgrywała wpuszczana w górnej części ryzy woda. Taka konstrukcja przypominająca rynnę pozwalała szybko opuścić drewno w dół jaru w pobliże torów kolejki.

Mijamy następne zakola potoku, w którym kolejka jak wąż wiła się równolegle do strumienia. Początkowo przechodzimy mały fragment zniszczonego nasypu, wykonującego skręt w prawo, a potem w lewo. Za zakrętami z lewej strony wpada boczny niewielki jar. Kolejka mijała jego wlot, wykonując skręt w prawo. Mijamy mały strumień opadający z prawej stromej ściany wąwozu. Zaraz za nim kolejka przechodziła na drugą stronę potoku (2,5 km). Oba jego brzegi zabezpieczone są drewnianymi przyczółkami, wzdłuż których płynie woda. Za potokiem nasyp prowadzi dalej jeszcze kilkadziesiąt metrów i ginie pod zwałami kłód. Jest to ostatni ślad kolejki (2,6 km). Od tego miejsca całe dno jaru. zawalone jest potężnymi klocami drewna. Obcięte po obu stronach na wymiar były przygotowane do transportu, nie zostały już załadowane na wagony. Leżą one tu od kilkudziesięciu lat, poczerniałe i oślizłe z wilgoci. Pod nimi przeciska się potok, który dodatkowo naniósł grube gałęzie i wykroty drzew.

 

 

 

 

 

 

(ryzy i niewywiezione kloce)

 

 

Szukając nieco wyżej dalszego śladu kolejki, napotykamy poprzeczną tamę z grubych pni dodatkowo wzmocnionych szynami od kolejki. Jest to prawdopodobnie klauza1, jedyna zachowana w polskich Bieszczadach. Przegradza ona całą szerokość wąwozu, utrzymując sobą masy mułu naniesionego przez dziesiątki lat. Jej wierzchem przepływa woda, tworząc z prawej strony niewielki wodospad. W niektórych miejscach oderwane i poskręcane szynowe wzmocnienia wiszą jednym końcem w powietrzu. Powyżej tamy wzdłuż płynącej wody leżą dwie przerdzewiałe szyny złączone nitami i metalową taśmą

    Jest to pierwsza odkryta w tej części Bieszczadów klauza. W dostępnych materiałach i relacjach nie ma potwierdzenia, że takie konstrukcje występowały na tym terenie. Bieszczadzkie rzeki i potoki w górnych odcinkach nie sprzyjały spławianiu drzewa. Z niektórych badań naukowych z lat przedwojennych wynika wprawdzie, że spławiano drewno Sanem i Solinką poniżej Tworylnego i Polanek, lecz odbywało się to w sposób dziki, przy którym występowały duże straty.
    Powyżej klauzy jar gwałtownie się zwęża, coraz bardziej stromo opadają zbocza, by po chwili przejść w skalne urwiska. Kolejka tu już na pewno nie dochodziła. Jej ostatnie metry były zapewne poniżej klauzy, z którą to stanowiąc jeden mechanizm, ułatwiała pracę.

 

 

 

 

 

 

(mapka nr 4)

 

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1 klauza - tama, przegroda rozpowszechniona w Karpatach Wschodnich konstrukcja z drewna na potokach i rzekach górskich, mająca za zadanie spiętrzenie wód w celu spławienia zgromadzonego drewna. Większe zawierały w swojej konstrukcji wypełnienie kamienno-żwirowe jako balast. W jej środkowej części znajdował się otwór, przez który gwałtownie wypuszczana była zgromadzona w zbiorniku woda. Porywała ona przygotowane wcześniej poniżej klauzy drewno luzem (tzw. spław dziki) lub zbite z nich regularne tratwy.

BIESZCZAD nr 4 - rok 1997

 

 

UWAGA COPYRIGHT

Wszystkie materiały prezentowane na stronach tego serwisu (np. teksty, layout, grafiki, zdjęcia, logotypy, kod html/css etc.)

chronione są prawem autorskim. Ich nieautoryzowane wykorzystanie w jakikolwiek sposób jest karalne.Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved 

© 2011 TOnZ - Oddział Bieszczadzki