WSTĘP 

 

gdzie podziali się wszyscy

że tak cicho po nich

słychać tylko jak pada

owoc śliw i jabłoni

wieś jakby się cofała

coraz dalej głębiej

w raj zamieszkany jeszcze

przez dzikie gołębie

strumień w oczy człowieka

takim światłem patrzy

jakby nigdy nie widział

noża z nożem na krzyż

jakby nigdy nie słyszał

wołania pomocy

jakby nigdy tu nad nim

dym się nie obłoczył 

 

(fragment ,,Litanii bieszczadzkiej. Tadeusza Śliwiaka)

     Czytelnicy, którzy nie po raz pierwszy sięgają po ,,Bieszczad", wiedzą, iż otwiera go zwykle wiersz zahaczający o przeszłość Bieszczadów i niejako sygnalizujący zawartość rocznika. ,,Bieszczad" pomyślany został bowiem jako wydawnictwo skupione na tym, co w Bieszczadach było i przeszło, nie unikając spraw trudnych i skomplikowanych. W ósmym roczniku też takich prób zmierzenia się ze zdarzeniami z obszaru drażliwych nie brakuje. Spora część tekstów dotyka zatem czasów, kiedy ,,z okien bez szkła ręce wyciągały/ mirty i osmalone dymem pelargonie", zaś ,,kobiety były wdowami tego kraju,/ a dziewczęta minęły krwią i deszczem".
    Najtragiczniejszy epizod bieszczadzkiej historii pojawia się już w pierwszym materiale - ,,Z dziejów dworu w Dwerniku" Macieja Augustyna. Autor relacjonuje w nim odtworzoną z ogromnym trudem przeszłość Dwernika - dworu i wsi. Dziś, wędrując po tej podotryckiej wiosce, trudno uwierzyć, że 100 lat temu żyło tu ponad 800 ludzi czterech nacji: Rusinów, Polaków, Żydów i Niemców. Trudno nawet odnaleźć ślady po nich. Zachowały się jedynie fundamenty młyna dworskiego i tartaku, kilka drzew, które niegdyś rosły w pobliżu dworu, szczątki tamy na potoku i stary cmentarz z kilkoma nagrobkami.
    Bogdan Augustyn i Andrzej Szczerbicki kontynuują, rozpoczętą kilka lat temu, wędrówkę po najbliższej zagranicy. Cel ich wyprawy na stronę ukraińską stanowiły, położone nad potokami Jaworówka i Hnyła, miejscowości, które niegdyś wchodziły w skład krainy libuchorskiej. Tym razem zarysowali historię ośmiu wsi oraz przedstawili najważniejsze z zachowanych w nich zabytków.
    Potem następują trzy teksty, które łączy wspólny temat - kopalnia ropy naftowej w Polanie - Ostrem. Z tym ośrodkiem wydobycia ropy naftowej, dziś niemal zupełnie zapomnianym, wiązano kiedyś olbrzymie nadzieje, a jego burzliwa historia mogłaby stać się materiałem na scenariusz filmu, w którym nie brakowałoby wątków przygodowych, kryminalnych i romansowych. Oczywiście te składniki fabuły byłyby jedynie elementami towarzyszącymi obrazowi narodzin, rozwoju, wielokrotnego obumierania i odradzania się, a wreszcie upadku kopalni nafty. W wydarzeniach tych brali udział poważni właściciele ziemscy, rzutcy przedsiębiorcy, najlepsi ówcześni nafciarze, wynalazcy nowych urządzeń i autorzy nowatorskich rozwiązań technologicznych, lecz nie zabrakło też hochsztaplerów, intrygantów i awanturników. Polacy, Anglicy, Niemcy, Francuzi, Austriacy, Żydzi, Szkoci... Na pewno jedną z pierwszoplanowych i najbarwniejszych bohaterek tego filmu musiałaby być baronowa Molli von Büllow - ozdoba berlińskich lokali, która trafiwszy do Polany, ,,nie mogła się żadną miarą w tej pustyni zaaklimatyzować, tęskniąc do dawniejszego otoczenia wielkomiejskiego, schlebiającego jej pięknej urodzie," więc zdecydowała się wrócić do ,,wielkiego świata" nawet za cenę głośnego skandalu.
    ,,Trylogię" o polańskiej nafcie otwiera monografia Macieja Augustyna ,,Historia kopalni ropy naftowej Polana - Ostre". Po niej następują ,,Fragmenty pamiętnika starego nafciarza" Ferdynanda Jastrzębskiego i ,,Raport o Polanie" Mikołaja Giusla. Obaj autorzy tych ostatnich materiałów byli nie tylko świadkami, ale i niepoślednimi uczestnikami przedstawianych wydarzeń.
    Również o zdarzeniach znanych z autopsji pisze Joanna Kopeć we ,,Wspomnieniu o Bandrowie i dawnych latach". Autorka jest najmłodszą córką greckokatolickiego ks. Juliana Nehrebeckiego, który przez 40 lat był proboszczem w Bandrowie Narodowym. Jej opowieść oddaje atmosferę rodzinnego domu, w którym szczególnie ważną rolę pełnił ojciec - głowa rodziny i głowa wspólnoty parafialnej zarazem, ,,człowiek lubiany i ogólnie szanowany", który ,,z wszystkimi narodowościami żył w przyjaźni" i ,,mówił, że liczy się tylko człowiek, jego charakter i morale".
    Z kolei Bolesław Baraniecki, także odwołując się do wspomnień ze swego dzieciństwa, przedstawia, jak powstawały dwa obrazy - ,,Chrystus uciszający burzę na morzu" i ,,Hołd Maryi składają leskie stany", które do dzisiaj zdobią ściany fary w Lesku. Tamte wspomnienia i wrażenia z powstawania przed prawie 65 laty obu kompozycji uzupełnione są biografią ich twórcy - Jana Henryka Rosena, artysty malarza, który w II Rzeczypospolitej był jednym z najbardziej znanych i cenionych twórców malowideł o tematyce religijnej. Jego dzieła zdobią m.in. ściany katedry ormiańskiej i wnętrze seminarium duchownego obrządku łacińskiego we Lwowie, kościół na Kahlenbergu w Austrii i kaplicę papieską w Castel Gandolfo.
    ,,Z obcymi i u swoich" to niezwykle ciekawe i cenne wspomnienia Władysława Dziduszki, obejmujące część II wojny światowej - ,,od cichej mobilizacji" do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej i wejścia do Ustrzyk Dolnych wojsk... słowackich. Zaczynają się tak: ,,Była to sobota, dzień 26 sierpnia 1939 r., godzina 22.30. Mieszkaliśmy w Ustrzykach Dolnych w budynku szkolnym, gdzie byłem kierownikiem 7-klasowej Szkoły Powszechnej im. Józefa Piłsudskiego. Dzieci już spały, a żona przygotowywała jeszcze koszulki i ubranka dla nich, aby miały się w co ubrać na drugi dzień w niedzielę. Na mszę św. chodziliśmy zawsze razem z dziećmi. Dwaj starsi synowie, 11-letni Tadzio i 9-letni Jędruś, prowadzili za rączki najmłodszego Januszka, który liczył dopiero 1,5 roku. Ja z żoną szliśmy za dziećmi. Znały nas całe Ustrzyki.
    Właśnie mieliśmy zamiar już pójść spać, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Był to listonosz. Wręczył mi telegram. Żona zaniepokojona zawołała:
- Pewnie mama chora!
    Otworzyłem papier i przeczytałem: "Por. Władysław Dziduszko w Ustrzykach Dol. - Stawić się natychmiast w baonie zapasowym w Turce - DOK Przemyśl"...
    Od wybuchu II wojny światowej rozpoczyna się również II część ,,Pamiętnika z Kalnicy". W poprzednim ,,Bieszczadzie" Stefan Borek-Prek - syn właścicieli majątku w Kalnicy wspominał okres międzywojenny. Teraz przedmiot jego relacji stanowią wydarzenia pomiędzy wrześniem 1939 r. a wrześniem 1944 r. To pięciolecie obfitowało w Bieszczadach w dramatyczne wydarzenia, czego dowodzą nie tylko losy rodziny autora pamiętnika, ale i biogramy wielu opisanych w nim postaci - tych wymienionych z imienia, nazwiska i funkcji, a i tych także, którzy pojawiają się jako bezimienni Polacy, Żydzi, Cyganie, Łemkowie czy Bojkowie.
    Próbę odkłamania jednego z epizodów bieszczadzkiej historii podejmuje Aleksander Sałapata. Jego artykuł ,,W sukurs prawdzie" opisuje, co stało się 25 lipca 1945 r. w Polańczyku. Na podstawie rozmów z naocznymi świadkami wydarzeń znajduje odpowiedź na pytanie: ,,Kto kogo i dlaczego wówczas zabił?" W znacznym stopniu odbiega ona od wersji podanych przez Artura Batę w ,,Bieszczadach w ogniu" i przez Henryka Komańskiego i Mieczysława Seredyńskiego w czasopiśmie ,,Na rubieży".
    Wybudowana w II poł. XIX w. Węgiersko-Galicyjska Droga Żelazna zaczęła w Bieszczadach dość szybko ,,obrastać" liniami wąskotorowymi, których uruchomienie umożliwiało intensywny rozwój przemysłu drzewnego. Jednym z jej przedłużeń była wąskotorówka z Nowego Łupkowa do Majdanu. W tym ,,Bieszczadzie" Mieczysław Darocha podejmuje się odtworzenia trasy i historii jej odnogi, która prowadziła z Majdanu do przysiółka Szpickiery, a stąd kolejka ruszała po gotowe wyroby do tartaku w Kalnicy lub po drewno do majątku leśnego w Smolniku-Beskidzie.
    Historię bardzo ważnej - nie tylko pod względem gospodarczym - inwestycji przedstawia opracowanie ,,Do trzech razy sztuka" prof. dra hab. Janusza Dziewańskiego i Edwarda Warchoła. Zgodnie z podtytułem rzecz przedstawia historię budowy hydroelektrowni w Myczkowcach. Budowę tę doprowadzono do finału dopiero w trzecim podejściu, stąd tytuł. Również w przypadku tego tekstu ogromnym walorem jest fakt, że o kolejach myczkowieckiej inwestycji opowiadają ludzie, którzy pełnili przy jej realizacji bardzo odpowiedzialne funkcje. Dokumentarnym dopełnieniem ich relacji jest przytoczone in extenso ,,Zezwolenie wodno-prawne na budowę i urządzenie zakładu wodno-elektrycznego" z 1923 r.
    Powstanie znacznej części materiałów, które znalazły się w niniejszym roczniku było możliwe dzięki różnorakiej pomocy i przychylności wielu ludzi. Wszystkim jesteśmy za to wdzięczni, bo bez tego ,,ugryzienie" niektórych tematów byłoby zupełnie nierealne. Adresatami naszych szczególnie serdecznych podziękowań są: Jan Samuel Baldwin Ramułt, Beata Dziduszko, Janusz Dziduszko, Maria Dziduszko, Piotr Kalinowski, Danuta Kurgan, Andrzej Miller, Maria Miller, Erich Müller, ks. Zdzisław Peszkowski, Witold Smoleński, Elżbieta Stadtmüller, Ludwik Rudolf Stadtmüller, Marek Stadtmüller, Mikołaj Stadtmüller, Krystyna Wendorff, Petro Zborowski i Jerzy Zyndwalewicz.


Tadeusz Szewczyk

 

BIESZCZAD nr 9 - rok 2002

 

 

UWAGA COPYRIGHT

Wszystkie materiały prezentowane na stronach tego serwisu (np. teksty, layout, grafiki, zdjęcia, logotypy, kod html/css etc.)

chronione są prawem autorskim. Ich nieautoryzowane wykorzystanie w jakikolwiek sposób jest karalne.Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved 

© 2011 TOnZ - Oddział Bieszczadzki